Siedem kacetów piekła. Droga Natana Żelechowera z getta do Buchenwaldu

Natan Żelechower pochodził z dobrze sytuowanej warszawskiej rodziny żydowskiej. Stracił w Zagładzie niemal wszystkich najbliższych, w tym matkę i dziesięcioro rodzeństwa. Sam przetrwał powstanie w getcie i kilka obozów koncentracyjnych. O krok od śmierci znalazł się w Buchenwaldzie. I to tuż po wyzwoleniu obozu przez Amerykanów.

Natan Żelechower

Mijał miesiąc od czasu, gdy Niemcy rozpoczęli „wysiedlanie” mieszkańców getta warszawskiego. 37-letni Natanowi Żelechowerowi wydawało się, że znalazł bezpieczną przystań, która pozwoli jemu i najbliższym przetrwać „wielką akcję”. Znajomy załatwił mu pozwolenie na pracę w wytwórni agrafek Gustawa Zygmunta, która teoretycznie chroniła go przed wywózką. Mężczyzna wierzył w to na tyle mocno, że zakwaterował na terenie zakładu również swoją żonę Balbinę i nastoletnią córkę Stellę. 22 sierpnia 1942 r. Niemcy w okrutny sposób wykazali mu jak bardzo był naiwny.

Żołnierze wparowali na teren obiektu znienacka, w środku dnia, przy akompaniamencie gwizdków i krzyków. Zamknęli Żelechowera i innych robotników na dwie godziny w głównym budynku. Gdy ich wreszcie wypuszczono, w lokalach wokół pierwszego podwórka kompleksu panowała śmiertelna cisza.

Drzwi mieszkania [gdzie powinny przebywać żona i córka Żelechowera – red.] były otwarte. W środku nie było nikogo. Nie chciałem przyjąć do wiadomości strasznej prawdy. Pobiegłem jak szalony do głównej bramy, gdzie powiedziano mi, że esesmani załadowali około 160 osób na ciężarówki – relacjonował. Po chwili ruszył w kierunku Umschlagplatzu, nie zważając na niemieckie patrole, zapłakany i roztrzęsiony.

W połowie drogi zatrzymał go znajomy żydowski policjant. Wcisnął mu w dłoń zwitek papieru. Był to list od córki: Kochany tatusiu! Ratuj się! Wydaje się, że już po nas. Spróbuję pocieszyć matkę najlepiej jak potrafię. Może przeznaczenie sprawi, że znów będziemy razem. Twoja Stella

Po przeczytaniu wiadomości zdruzgotany mężczyzna wrócił do lokum, które jeszcze tego ranka dzielił z rodziną. Początkowo zamierzał popełnić samobójstwo. Ostatecznie nie zrobił tego. Kurczowo chwycił się myśli, że może Niemcy nie kłamią w sprawie wyjazdów na Wschód i jego córka przeżyje. Nie mogłem robić z niej sieroty w wieku, gdy jestem jej najbardziej potrzeby. Zdecydowałem się żyć – wspominał. Dla Stelli toczył nierówną walkę z bezwzględną machiną śmierci III Rzeszy przez ponad dwa i pół roku.

W głębi Zamenhoffa 29

„Wielka akcja”

Fajwel Żelechower był jednym z żydowskich drobnych fabrykantów, jakich nie brakowało w kwitnącej gospodarczo Warszawie na przełomie XIX i XX w. Razem z żoną, Pessą z domu Prechner, mieli aż dwanaścioro dzieci. Jednym z chronologicznie „środkowych” potomków był właśnie Natan Żelechower. Przyszedł na świat w 8 października 1904 r. Z wykształcenia był technikiem dentystycznym. W latach dwudziestych wziął ślub z Balbiną, z domu Nurflus, z którą miał córkę Stellę (ur. 1927). Zamieszkali w domu na Żelaznej 2. Tutaj też mieścił się gabinet stomatologiczny Żelechowera.

Rok po zajęciu Polski przez Niemców, jesienią 1940 r., rodzina została zmuszona do przeprowadzenia się w obręb getta. Ulokowała się w kamienicy przy Gęsiej 31a.

Pierwsze kilkanaście miesięcy udało się przetrwać rodzinie Żelechowerów w relatywnie dobrej kondycji, jak na potworne warunki panujące w tzw. dzielnicy zamkniętej. Szczęśliwie nie trafili w sieć niemieckich represji, mieli co jeść i byli zdrowi. Jednak pewnego dnia wiosną 1942 r. Natan wpadł podczas łapanki w getcie. Wraz z grupą około 40 innych Żydów został wywieziony przez Niemców ciężarówką na ulicę Wiejską, w pobliże zrujnowanego gmachu Sejmu. Tam, jak pisał, kazano im kopać długi rów. Mężczyźni myśleli, że przygotowują groby dla siebie. Tymczasem po wykonaniu polecenia odprowadzono ich z powrotem pod plandekę wozu. Nie ruszyli jednak w drogę powrotną. Po chwili usłyszeli w pobliżu salwy karabinowe. Zaraz potem wrócili po nich rozwścieczeni żołnierze. Przy akompaniamencie krzyków, kopniaków i uderzeń zagnali ich do zakopywania dołu, który wypełniały już ciała ludzi w mundurach. Niektórzy byli jeszcze żywi, błagali o ratunek, jednak okupanci pozostawali niewzruszeni. Kazali Żydom zakopać ich żywcem. Kto się zawahał był bity i kopany. Koniec końców Żelechowera i jego towarzyszy niedoli odstawiono z powrotem do getta. Wspomnienie żywego grobu z Wiejskiej prześladowało mnie potem przez wiele dni i nocy – straciłem apetyt, nie mogłem spać – pisał w swoich wspomnieniach. Jak zaznaczył, ten koszmar przyćmiły dopiero wydarzenia z okresu „wielkiej akcji” w getcie.

Przez pierwsze dni od rozpoczęcia „wywózek na Wschód” Żelechowerowie ukrywali się, wraz grupą kilkunastu osób, na poddaszu jednej z kamienic przy ul. Gęsiej. Niestety Natan nie mógł zabrać z mieszkania do kryjówki swojej schorowanej, przykutej do łóżka matki. Niemcy zastrzelili ją od razu podczas przeszukania budynku.

Na początku sierpnia 1942 r. rodzina przeprowadziła się na teren wytwórni agrafek. Niestety tutaj, jak wspomniano powyżej, niespodziewanie rozdzieli ich Niemcy. 22 sierpnia Balbina i Stella zostały zabrane na Umschlagplatz i wywiezione, jak większość warszawskich Żydów, do obozu zagłady w Treblince. Pogrążony w rozpaczy Natan nie dopuścił do świadomości, że już więcej ich nie zobaczy. Żył nadzieją, że jego ukochane kobiety nadal żyją. Ze spokojem i determinacją dalej walczył o przetrwanie.

Po około dwóch tygodniach w getcie zaczęły krążyć plotki, że niektóre zakłady mają zostać zlikwidowane. Jednocześnie na murach pojawiły się wezwania na kolejną selekcję na Umschlagplatzu. Żelechower niezwłocznie zaczął szukać nowej kryjówki. Na pierwszym piętrze kamienicy przy Zamenhofa 29 znalazł opuszczone mieszkanie. Tam zastawił jeden z pokojów półką z książkami. Od wewnątrz można było ją przymocować do ścian przy użyciu mocnych haków. Do tak przygotowanego pomieszczenia wprowadził się z dwunastoma innymi osobami. Tam udało im się przeczekać okres wzmożonych niemieckich obław i falę przeszukań pozornie opuszczonych domów. Słyszeli jak wokół nich mordowani są ludzie, jak w ich sąsiedztwie wpadają kolejne kryjówki zdekonspirowane nawet szmerem odkręconej wody w zlewie. Wreszcie przeżyli też chwile grozy, gdy Niemcy próbowali odsunąć półkę, która kamuflowała ich schronienie. Całe szczęście haki okazały się tym razem mocniejsze niż mordercza determinacja żołnierzy okupanta.

Po około tygodniu cała grupa Żelechowera przeniosła się na teren szopu szczotkarzy przy ul. Świętojerskiej 34. Wkradli się tam bladym świtem, forsując niestrzeżony mur na tyłach kompleksu. Ponieważ nie mieli pozwolenia na pracę w fabryce – jak dziesiątki innych Żydów, szukających azylu w tym miejscu – w każdej chwili mogli wpaść podczas zarządzonej przez Niemców selekcji. Całymi dniami żyli w napięciu, w każdym momencie oczekując śmiertelnego ciosu.

Świętojerska 34

Złoty proceder

Po kilku dniach życia w przeludnionym szopie, gdzieś w połowie września, Żelechower zachorował na tyfus. Półżywego, z gorączką przekraczającą 39 stopni, przewieziono go do szpitala na Gęsiej 6. Według jego relacji, z braku medykamentów pacjentów w ogóle tam nie leczono – najczęściej pozwalano im po prostu skonać w spokoju. Jednak on nie zamierzał się poddać. Walczyłem o wszystko: prześcieradło, poduszkę, ciepłą wodę do kąpieli, jedzenie i płyn do dezynfekcji – wspominał ten czas po latach. Resztkami biżuterii, które jeszcze miał przy sobie, przekupił jedną z pielęgniarek. Dzięki temu dostawał specjalne posiłki i powoli dochodził do siebie. Szpital opuścił pod koniec listopada 1942 r. i wrócił do szopu szczotkarzy.

Po miesiącu Żelechower dowiedział się, że jeden z jego braci (niestety nie podał w relacji jego imienia) żyje i pracuje w tzw. Raumkommando, które zajmowało się wywożeniem z terenu getta mebli, dywanów, obrazów i wszelkich wartościowych elementów wyposażenia z opuszczonych mieszkań. Jeszcze przed świętami 1942 r. Natan dołączył do tej grupy. Aktywnie uczestniczył w nielegalnym handlu, prowadzonym pod nosami przekupionych sutymi posiłkami i twardą walutą niemieckich żołnierzy. Po „aryjskiej” stronie Żydzi wymieniali znalezione w opuszczonych domach przedmioty i urządzenia, przede wszystkim szczególnie cenione wówczas maszyny do szycia, na żywność. Dzięki temu aż do kwietnia 1943 r. mieli codziennie zapewnione „trunki i jadło w najlepszych gatunkach”.

Ul. Gęsia, po lewej w oddali Gęsia 6

W siedmiu kacetach

Kilka dni po wybuchu powstania w getcie członkowie Raumkommando trafili na Umschlagplatz, skąd wywieziono ich do obozu koncentracyjnego na Majdanku. W toku jednaj z selekcji w obozie, Żelechower został odseparowany od brata – nigdy już go nie zobaczył. Sam dalej walczył o przetrwanie. Miał szczęście. Otrzymał bowiem przydział do tzw. Scheisskommando, które rozlewało z beczek po okolicznych polach fekalia więźniów. W związku z niezbyt przyjemnymi warunkami tej pracy, w ich pobliżu całymi dniami nie przebywał żaden nadzorca. W nieludzkich warunkach obozowych traktowano to jako przywilej.

Latem 1943 r. Żelechowera przewieziono najpierw do Auschwitz, skąd trafił do podobozu Jawiszowicach. Tam najwięcej pracował przy wydobyciu węgla w kopalni Brzeszcze. Dla niedożywionych i pozbawianych snu więźniów okazywało się to często skrajnie wyniszczające. Dlatego też mimo niezłych jak na kacety warunków sanitarnych – więźniowie mieli obowiązek codziennej kąpieli – śmierć zbierała tu spore żniwo.

Natan Żelechower został ewakuowany z Auschwitz 18 stycznia 1945 r. Przetrwał „marsz śmierci”, a kolejne trzy miesiące przebywał w różnych obozach na terenie Niemiec. Wolność odzyskał 11 kwietnia 1945 r., gdy armia amerykańska wyzwoliła lager w Buchenwaldzie. Po pobytach w siedmiu nazistowskich obozach, jak starannie odnotował, ważył jedynie 35 kg (przed wojną 85 kg). Wygłodzony rzucił się na gulasz, który amerykańska armia w dobrej wierze rozdała uwolnionym. Niestety jego odwykły od takiego pożywienia organizm ledwo to zniósł. Żelechower w ciężkim stanie znalazł się w szpitalu. Lekarzom jednak udało się go uratować.W czerwcu 1945 r. Żelechower wrócił do Polski. Tutaj ostatecznie potwierdziło się, że jego żona i córka nie żyją, zresztą tak jak niemal cała reszta jego licznego rodzeństwa (przeżyła tylko jedna z jego sióstr, która wyemigrowała do USA). Mężczyzna nie widział dla siebie perspektyw w Polsce. Próbował przedostać się na Zachód. Pierwsza próba wyjazdu zakończyła się dla niego pobytem w więzieniu. Odsiadkę wykorzystał do spisania swoich wojennych wspomnień, stanowiących kanwę dla tej publikacji.

Po wyjściu z więzienia Żelechower poznał u znajomego, Jana Kurczaba, 33-letnią krakowską Żydówkę Paulinę Weinreb. Para wzięła ślub w sierpniu 1946 r. Niedługo potem przez Niemcy, gdzie urodziła się ich jedyna córka Hana, wyemigrowali do Izraela, w którym osiedli w 1949 r. Mieszkali w najpierw Tyberiadzie, a potem w Tel-Awiwie. Natan Żelechower odszedł w 1994 r. w wieku 89 lat.

Wojciech Rodak

Plan sytuacyjny podobozu Jawischowitz

Bibliografia:

  • Oprac. Michał Grynberg – „Pamiętniki z getta warszawskiego”, Warszawa 1988;
  • Natan Żelechower – „Siedem obozów” w: „Biuletyn ŻIH”, nr 68, październik-grudzień 1968;
  • Natan Żelechower – „I survided to tell: A Holocaust Memoir about Survival in the Warsaw Ghetto and 7 Camps”, Jerusalem 2019.