Żyję teraz przeważnie w ciemnicy piwnicznej… Powstanie w getcie warszawskim w relacjach ludności cywilnej

19 kwietnia 1943 r. w getcie warszawskim rozpoczęło się powstanie – największy z  przejawów zbrojnego oporu ludności żydowskiej podczas II wojny światowej i pierwsze powstanie miejskie w okupowanej Europie. Przez dekady po zakończeniu II wojny światowej, pisząc o tym co przez kolejne dni działo się w getcie, omawiano głównie wydarzenia o charakterze militarnym. Dyskutowano o uzbrojeniu bojowców, ogromnej przewadze Niemców, obieranych strategiach i miejscach walk. Taki obraz powstania jednak, bez uwzględnienia roli i dramatycznego położenia ludności cywilnej przebywającej wówczas w getcie, pozostaje niepełny. Bez ich poświęcenia i cichego oporu bunt Żydów nie trwałby tak długo.

Analizowanie losu i doświadczeń ludności cywilnej w trakcie powstania w getcie nie należy do najłatwiejszych zadań. Po pierwsze, nie wiemy ile dokładnie osób przebywało w tamtym okresie na terenie getta warszawskiego. Po tzw. wielkiej akcji deportacji Żydów z getta do obozu zagłady w Treblince przeprowadzonej latem 1942 r., funkcjonowało ono w formie getta szczątkowego. Teren dzielnicy okrojono, a oficjalne dane mówią o blisko 35 tys. uwięzionych tam Żydów. Kolejne mniej więcej 15-20 tys. osób przebywało w getcie bez specjalnego pozwolenia i nie było nigdzie zarejestrowanych. W połowie kwietnia 1943 r., tuż przed nadchodzącym świętem Pesach, do getta przybyła bliżej nieokreślona liczba osób dotychczas ukrywających się po tzw. aryjskiej stronie. Informacje na ten temat pojawiają się w różnych źródłach, ale na tej podstawie nie można dokonać szacowań. Chcieli spędzić te dni w gronie swoich bliskich i znajomych. Zatem w getcie, tuż przed wybuchem powstania, mogło być nawet 50-60 tys. Żydów. Warto też zwrócić uwagę na przekrój społeczny. W tamtym okresie zarówno kobiety, jak i dzieci stanowiły mniejszość. To oni w pierwszej kolejności byli wywożeni z getta warszawskiego do obozu zagłady w Treblince, latem 1942 r. Badacze szacują, że po tych wydarzeniach na 100 mężczyzn w getcie przypadało ok. 78 kobiet. Największą grupę stanowiły te w przedziale wiekowym 20-39 lat.

Biorąc pod uwagę wskazaną wyżej możliwą liczbę ludności, która tam wówczas przebywała, zachowało się niewiele źródeł, z których można dowiedzieć się o ich losie podczas powstania w getcie. W zasadzie najczęściej wykorzystywane są dwie relacje kobiet, ich zapiski tworzone w getcie w trakcie walk. Jednym z nich jest szczątkowo zachowany pamiętnik kobiety o imieniu Maryla. Pisała ona o funkcjonowaniu schronów z perspektywy jednej z zamkniętych w nich osób. Fragmentaryczność jej zapisków, jak sama zaznaczała, wynikała ze skrajnych warunków, w jakich się znajdowała: „Pisanie moje jest teraz bezładne, gdyż piszę tylko wtedy, kiedy mam światło, gdyż żyję teraz przeważnie w ciemnicy piwnicznej i kiedy mogę nieco zebrać skołatane myśli”. Mimo tych ograniczeń dziennik Maryli pozostaje wyjątkowym diariuszem oporu cywilnego w getcie. Drugim źródłem jest znajdujący się w archiwum kibucu Bojowników Gett pamiętnik nieznanej z imienia i nazwiska autorki. Pozostałe relacje, z których korzystają badacze pochodzą z okresu powojennego. Ważnym w tym kontekście jest obszerny pamiętnik Stelli Fidelseid, w którym dosyć szczegółowo opisywała codzienność w bunkrach oraz ukrywanie się po zakończeniu powstania.

Źródłami na podstawie których można analizować doświadczenia cywilów są też fotografie. Kilkadziesiąt ujęć z getta w trakcie powstania zostało załączonych do tzw. raportu Stroopa, podsumowującego przebieg działań od 19 kwietnia do 16 maja 1943 r. To „oficjalne” ujęcia o propagandowym charakterze, wykonywane przez Niemców, pokazujące płonące budynki w getcie i grupy Żydów wyciąganych z kryjówek, albo prowadzonych na Umschlagplatz, by stamtąd deportować ich do obozów pracy na Lubelszczyźnie lub do ośrodka zagłady w Treblince. Uchwyceni w kadrach ludzie wyglądają na przerażonych, niepewnych dalszego losu. Są wśród nich kobiety, dzieci, osoby starsze. Badacze analizujący temat mają także do dyspozycji fotografie wykonywane z ukrycia np. przez polskich strażaków. Zbigniew Leszek Grzywaczewski, który służył w Warszawskiej Straży Ogniowej wykonał kilkadziesiąt takich zdjęć. I choć były one robione w pośpiechu, nielegalnie, przez to często są zamazane lub skupione na jednej scenie, stanowią ważne źródło uzupełniające historię powstania w getcie.

Życie w bunkrach

Ludność cywilna od pierwszych godzin po wybuchu walk tworzyła w getcie „podziemne miasto”. Po wielkiej akcji likwidacyjnej latem 1942 r., kiedy Niemcy deportowali z getta warszawskiego ponad 270 tys. osób do obozu zagłady w Treblince, nieliczni Żydzi, którzy pozostali na terenie dzielnicy przystąpili do tworzenia schronów i kryjówek. Budowano je w piwnicach, na strychach, pod schodami i w pomieszczeniach mieszkalnych. Powstawały też dobrze wyposażone bunkry, głównie ulokowane pod ziemią, w których mogło pomieścić się wiele osób. Wszystkie miały posłużyć na wypadek, gdyby doszło do kolejnych deportacji, albo zbrojnego buntu. Maryla pisała o początku powstania i przeniesieniu się do kryjówki: „Wczoraj rozgorzała w getcie prawdziwa, krwawa walka. Do getta wjechały tanki, <-> działa ciężkie karabiny maszynowe i wypowiedziały bezwzględną wojnę Żydom, którzy ośmielili się podnieść wreszcie nieco głowy za Treblinki, za Bełżec, za Trawniki i całą naszą przeżytą i nadal przeżywaną gehennę. Od rana dały się słyszeć głośne detonacje, odgłosy strzałów rewolwerowych, terkot karabinów maszynowych i cała symfonia dźwięków, składających się na to jedno małe słowo noszące w sobie krew zabitych, zemstę, starcie się wrogich mocy – walka. Getto powstało. […] Jutro okazało się straszniejsze niż wszelkie przewidywania. […] Już o 4ej nad ranem znaleźliśmy się w schronie. […] O tej porze całe getto było już obstawione przez gestapo. […] Schron, tę ucieczkę do grobu za życia pozostawiałam sobie jako ostatnią rezerwę. Ostatnio jednak zwolna zaczęłam się zżywać z myślą, że trzeba będzie uciec do schronu. Myślałam o nim jednak, jak o przyszłości jeszcze dość odległej […] Wśród nocy więc zaczęła się gorączkowa bieganina do schronów z tobołami i życiem tak drogim przez ciągłe stawianie nam śmierci przed oczy” – relacjonowała o konieczności przeniesienia się do kryjówki. W takiej samej sytuacji znalazły się tysiące innych osób: kobiet, mężczyzn i dzieci przebywających na terenie getta. Wybuch powstania oznaczał dla nich konieczność przeniesienia się do „podziemnego” miasta i oczekiwania tam na dalszy przebieg wydarzeń.

Jednym z najważniejszych czynników było odpowiednie zakamuflowanie miejsca schronienia. Łazarz Menes wspominał: „Wejście do schronu zamaskowane było całym stosem starego żelastwa z warsztatów, które, wchodząc do schronu, zawaliliśmy za sobą. Odnieśliśmy wrażenie, że zamknęliśmy się w grobie. […] W tej dusznej klitce zamiast obliczonych 12 osób było nas około 30, a ludzie wciąż nadbiegali z palących się schronów górnych. Przyjmowaliśmy ich do wnętrza już nie tylko ze względów ogólnoludzkich, ale powodowani wręcz obawą, aby odepchnięci w ostatecznej rozpaczy nie wydali naszego schronu Niemcom”. Im lepsze było zabezpieczenie wejścia do schronu, tym większa szansa na ukrycie jego istnienia przed okiem postronnych osób, co ograniczało możliwość dekonspiracji.

Egzystowanie w kryjówkach i bunkrach należało do doświadczeń granicznych. Odcięci od informacji, zamknięci w nich ludzie nie wiedzieli co dokładnie się wokół nich rozgrywa. Maryla pisała: „Nie mając żadnego łącznika z światem zewnętrznym, bo nikt nie ośmieliłby się przecież wyjrzeć, musieliśmy odtwarzać sobie rozgrywający się obłęd na podstawie docierającej do nas symfonii dźwięków. […] Każdy odgłos kroków odbijał się echem opętańczego strachu w naszych na wpół już obłąkanych umysłach w których drgała już tylko jedna myśl! Czy trafią, czy odnajdą nasz bunkier?”. Do ukrywających się dochodziły zarówno dźwięki świadczące o poszukiwaniu miejsc schronienia, jak i odgłosy walki. Marylka w poetycki sposób to opisała: „I już słyszymy raz po raz strzały artyleryjskie, odgłosy rzucanych granatów, terkot karabinu maszynowego i ciągle jakieś dziwne odgłosy przypominające grzmoty podczas burzy letniej, to oddalające się od nas, to znów zbliżające się z zatrważającą szybkością”. Nie wiedzieli jednak jak ta walka idzie powstańcom. Potęgowało to ich strach i poczucie beznadziei, braku sprawczości. Maryla pisała też o wahaniach emocji, jakie jej towarzyszyły: „Panika już robi swoje, rozdygotana wyobraźnia już widzi wkraczających zbirów, lęk dławi gardło i zamienia serce w jakiś galopem puszczony oszalały motor. Zalewają mnie na przemian fale ciepłego i zimnego potu, czuję że coraz trudniej chwycić mi powietrze, czuję, że napięcie nerwów przeszło u mnie swój kryzys i sięgam po mój luminal”. Ona nie popełniła samobójstwa, jej zamiar został powstrzymany. Nigdy jednak nie dowiemy się ile osób w ukryciu odebrało życie sobie i czasem też bliskim.

Także Stella Fidelseid relacjonowała różne postawy i działania ludzi ze schronu: „Na dole w kantynie spotkaliśmy naszych z piwnicy. I oni przeżyli dziś okropny dzień. Jedna z kobiet dostała napadu histerii i trzeba ją było pobić, żeby się uspokoiła. Nawet Irka Neblowa, która dotychczas tak dzielnie się trzymała, załamała się i mówiła, że woli poddać się, niż ukrywać się w tych warunkach. Mały jej pasierb Jureczek zawsze rezolutny chłopczyk, drżał bez przerwy i szeptał „Boję się, boję, mamusiu ratuj!”. Fredowa po śmierci męża siedziała ciągle na miejscu, nie wychodziła nawet do kantyny. Trzymała swoją starszą dziewczynkę przy sobie i nie odzywała się do nikogo. Ludzie już po prostu nie wytrzymywali nerwowo, wpatrywali się w siebie z jakimś obłędem w oczach. Nawet nie chciało się nikomu gotować. Szalony strach górował nad wszelkimi innymi uczuciami. Nie było się nawet głodnym. Było to uczucie zupełnej bezradności zwierzęcia szamotającego się w potrzasku. To było już powolne konanie, w pełni świadomości tego, co się dzieje”. Bezczynność, oczekiwanie, napięcie, spory wewnątrz kryjówek, wszystko to wpływało na zachowania i emocje ludności cywilnej.

Atmosfera w bunkrach gęstniała niemal z każdą godziną. Na niewielkiej powierzchni zgromadzeni byli dawni sąsiedzi i członkowie rodziny, ale też zupełnie obcy wobec siebie ludzie, a nawet ci, którzy byli ze sobą skonfliktowani. Brakowało tam intymności, ludzie byli stłoczeni, skazani na swoją stałą obecność. Zdani jeden na drugiego. Cywile byli ukryci w ciemnych, dusznych pomieszczeniach. Te wypełniały się zapachami – piwnicznych pomieszczeń, niemytych ciał, potu, niepranych ubrań, smrodem kubłów z fekaliami, dymem z płonących domów. Maryla relacjonowała: „W schronie zebrało się już ludzi tyle, że powietrze było jakąś gęstą mieszaniną ludzkich wyziewów i nie sposób było tlenu zaczerpnąć. Ludzi nagromadziło się znacznie więcej, niż schron mógł pomieścić, a co za tem idzie wentylacja była zupełnie niedostateczna […] powietrze pozbawione tlenu tak, że zapałka nie chciała się zapalić”. Zamknięci  w kryjówkach, w ciągu dnia, zmuszeni byli, by przebywać tam w ciszy, niemal w bezruchu. Lejb Najberg wspominał o tym tak: „Przez cały dzień wszyscy ludzie leżeli na swych pryczach lub pokotem na ziemi bez możliwości poruszenia się. Schron był tak przepełniony, że przejście jednego człowieka z jakiejś ubikacji piwnicznej do toalety zrywało kilkadziesiąt osób ze swoich miejsc, przez co powstawał tumult. Nerwy ludzi były napięte do ostatnich granic, a byle szmer przyprawiał ludzi o ataki histerii”. Obawiano się osób z małymi dziećmi, że ich płacz ściągnie Niemców i tym samym doprowadzi do wydania wszystkich tam przebywających. Dochodziło do dramatycznych sytuacji, w których wymuszano nie tylko ich uciszanie, ale niejednokrotnie dawano pozorny wybór – albo opuszczenie schronu, albo zamordowanie dzieci. W kolejnych tygodniach, kiedy getto spowił dym z płonących budynków, a wraz z utratą kolejnych domów tracono też miejsca do ukrywania się, sytuacja stawała się jeszcze trudniejsza.

W pewnym sensie odetchnąć można było jedynie nocą, gdy zmniejszała się liczba niemieckich patroli na terenie getta. Wówczas można było na jakiś czas opuścić schronienie, poszukać żywności, przygotować posiłek, czy też dokonać zabiegów higienicznych. Maria Kolonista wspominała: „Mieliśmy ogromny zapas żywności, wody, bunkier zaopatrzony był również w światło, kanalizację, na zewnątrz był zupełnie zamaskowany. Prowadziliśmy tam bardzo oryginalne życie. Zmienialiśmy pory dnia, dzień był dla nas nocą i odwrotnie. Nocą wychodziliśmy dla zaczerpnięcia świeżego powietrza, gotowaliśmy i wykonywaliśmy wszelkie inne czynności. W dzień należało się zachowywać bardzo spokojnie, żeby nie zwrócić na siebie uwagi”. Z kolei Jakub Ewinson podkreślał: „Nocą kobiety pieką chleb, 1 i ½ kilogramowe bochenki. Poza tym mamy jeszcze zapas mac ze święta Pesach. Prawda, nasiąkły wilgocią, ale jemy je z cebulą”. Zaopatrzenie kryjówek było zróżnicowane i uzależnione od stopnia przygotowania w okresie poprzedzającym wybuch powstania czy zamożności przebywających tam osób. Były miejsca wyposażone w dostęp do prądu i bieżącej wody, ale także funkcjonowały prowizoryczne schronienia, w których można było przebywać tylko przez krótki czas. Niektórzy nocą próbowali przedostać się do innych schronów, by dowiedzieć się o przebiegu walk w getcie i o możliwych zagrożeniach, albo dalszych strategiach działania.

Po pierwszych walkach, w kolejnych dniach powstania Niemcy systematycznie niszczyli getto i palili kolejne kamienice. W sposób szczególny zagrażało to przebywającym w ukryciu cywilom. Nigdy nie dowiemy się ile osób w ten sposób spaliło się żywcem albo udusiło się z powodu dymu lub gazów wpuszczanych do bunkrów. Niemcy na swój – spektakularny – sposób zakończyli powstanie 16 maja 1943 r., wysadzając w powietrze budynek Wielkiej Synagogi. Koszmar ludności cywilnej jednak trwał nadal. Niektórzy w kolejnych tygodniach starali się ukrywać na terenie ruin getta warszawskiego. Zgodnie z raportem Stroopa blisko 7 tys. osób Niemcy zamordowali na miejscu podczas powstania, a niemal 7 tys. wywieziono do obozu zagłady w Treblince. Z kolei około 6 tys. Żydów zginęło w trakcie walk. Niemal 36 tys. osób, głównie spośród ludności cywilnej, wywieziono do obozów pracy i koncentracyjnych na terenie Generalnego Gubernatorstwa (trafili głównie do Trawnik, Poniatowej i KL Lublin). Tam w kolejnych miesiącach starali się dalej funkcjonować i przetrwać, jednak większość z nich padło ofiarą akcji o kryptonimie „Erntefest” – „Dożynki”, przeprowadzonej 3-4 listopada 1943 r. w obozach pracy w Trawnikach i Poniatowej oraz w KL Lublin.

Bibliografia:

AŻIH, sygn. 301, Relacje ocalałych z Zagłady.
AŻIH, sygn. 302, Zbiór pamiętników Żydów ocalałych z Zagłady.
Berland M., Dni długie jak wieki. Świadectwo z ukrycia od powstania w getcie warszawskim 1943-1944, Warszawa 2023.
Dziennik Maryli. Życie i śmierć w getcie warszawskim, oprac. D. Libionka, Warszawa 2022.
Edelman M., Getto walczy, Warszawa 1945.
Engelking B., Leociak J., Getto warszawskie. Przewodnik po nieistniejącym mieście, Warszawa 2013.
Gutman I., Walka bez cienia nadziei. Powstanie w getcie warszawskim, Warszawa 1998.
Stroop J., Żydowska dzielnica mieszkaniowa w Warszawie już nie istnieje!, oprac. A. Żbikowski, Warszawa 2009.
Wokół nas morze ognia. Losy żydowskich cywilów podczas powstania w getcie warszawskim [katalog towarzyszący wystawie], red. Z. Schnepf-Kołacz, B. Engelking, Warszawa 2023.
Żbikowski A., O nadziei, cierpieniu, bólu. Ludność cywilna w czasie powstania w getcie warszawskim, Warszawa 2023.