Pierwsi skazani na KL Auschwitz

14 czerwca 1940 r. Niemcy skierowali do obozu KL Auschwitz pierwszy transport z więzienia w Tarnowie – grupę 728 Polaków i niewielką grupę polskich Żydów. Począwszy od 2006 r. 14 czerwca obchodzimy Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Niemieckich Nazistowskich Obozów Koncentracyjnych i Obozów Zagłady. Zachęcamy do lektury felietonu dra Pawła Wieczorka, dotyczącego pierwszych więźniów KL Auschwitz

9 czerwca 2020

Byli jeszcze w pociągu. Kilkanaście godzin wcześniej przebywali w więzieniu w Tarnowie. Być może nasuwała im się myśl, że jadą do kolejnego więzienia? Może obozu? Nie mogli wiedzieć, co ich wkrótce czeka. Tym bardziej nie mogli przewidzieć dalszej przyszłości – w czasach wojny było to szczególnie trudne. Zmierzali jednak do celu. Obranego nie przez siebie. Wyznaczyli go Niemcy. Kazimierz Albin [ur. 07.06.1920; nr obozowy: 118] tak wspominał ten moment: „Pociąg powoli zatoczył duży łuk i gwałtownie zahamował”. Liczyły się pierwsze wrażenia: „Z okien wagonu zobaczyliśmy duży budynek otoczony płotem z drutów kolczastych i budkami strażniczymi – wspominał Jerzy Bogusz [27.09.1921; 61] – Na drodze wiodącej stali w dwuszeregu dziwnie ubrani mężczyźni. Mieli na sobie pasiaste spodnie i bluzy, a w rękach trzymali drągi”. Stanisław Kobylański [03.05.1923; 575] zareagował inaczej – ten dziwny strój wydał mu się podobny do piżamy. Wnioskował więc dalej: „Przywieźli nas do szpitala albo do domu obłąkanych. Ta druga myśl wydawała mi się pewniejsza dlatego, że przed wojną taki właśnie ubiór w paski biało – niebieskie nosili w szpitalach wariaci”. Pociąg więźniów zatrzymał się właśnie na obrzeżach Oświęcimia. Od budynków dawnych koszar wojskowych oddzielały ich kolczaste druty, a przecinały tory kolejowe wiodące do zabudowań. Być może w umysłach skazańców rodziły się lęki i niepokoje: niepewność tego, co teraz w parze z niepewnością jutra. Być może podświadomie wyczuwali ich zasadność. Dotarli do obozu …

Musieli? W ocenie okupanta stanowili zagrożenie dla forsowanego na ziemiach polskich „niemieckiego ładu”. Nazwano ich „więźniami politycznymi”. Czy słusznie? W swej masie byli to głównie ludzie młodzi. Za sobą mieli zaledwie kilkanaście lat życia. Niektórzy dopiero co kończyli szkoły, zdobywali zawody. Nie zdążyli wejść w dorosłość. „Pod względem pochodzenia społecznego, wykształcenia, wykonywanych zawodów – wspominał jeden z nich, Bogumił Antoniewicz [10.06.1915; 517] – byliśmy grupą niejednolitą”. Niektórzy byli sąsiadami. Inni znali się z podwórka, przedmieść miasteczek czy położonych blisko siebie małopolskich wiosek. W tym transporcie było kilku Żydów. Jak Sack Naftali: „Zdawał maturę wraz ze mną – wspominał Jerzy Korczowski [20.11.1920; 166]– Znalazł się na jednej liście z Polakami, swoimi szkolnymi kolegami”. Niezależnie jak wiele tych ludzi różniło, jedno na pewno łączyło – polskie obywatelstwo.

„Akcja” zaczęła nabierać tempa, a przestrzeń wypełniać niemieckie wrzaski wzmacniane bluzgami. Tak pierwsze słowa zapamiętał Kazimierz Tokarz [12.11.1920; 282]: „Przeklęci Polacy. Bandyci. Świńskie psy. Wszyscy wyłazić!”. Zaniepokojony tempem wydarzeń Jerzy Bielecki [28.03.1921; 243] stwierdził: „Zaczęło się piekło. Nie można tego inaczej opisać”. [12; 206-207] Ci ludzie w dziwnych strojach, będący chwilę wcześniej jakby w letargu, ocknęli się i przy wsparciu esesmanów ruszyli w stronę wysiadających. Te chwile tak wspominał Wiesław Kielar [12.08.1919; 290]: „Szybko koszule i spodnie zamieniły się w przesiąknięte potem i krwią łachmany”.

Miał być porządek. Wszyscy w szeregach. Na baczność: wysłuchać przemówienia kierownika obozu, esesmana Karla Fritzscha. Jego treść nie pozostawiała złudzeń: „Przybyliście tutaj nie do sanatorium, tylko do niemieckiego obozu koncentracyjnego, z którego nie ma innego wyjścia jak przez komin. Jeśli się komuś nie podoba, to może iść zaraz na druty. Jeśli są w transporcie Żydzi to mają prawo żyć nie dłużej niż dwa tygodnie, księża miesiąc, reszta trzy miesiące”. [11;44-77] Po „apelu” więźniom odebrano wszelką własność, ogolono, zarejestrowano. Przestał się liczyć ich wiek. Imiona i nazwiska zastąpiły numery. Nie mogli już tworzyć własnej historii. Stali się ludzkim materiałem trwającym (jak pokazała bliska przyszłość – tymczasowo) w najbardziej zbrodniczym, niemieckim obozie koncentracyjnym i eksterminacji na ziemiach polskich: KL Auschwitz – Birkenau.

Szczególnie natężony ruch zaczął się wiosną 1940 r. Pierwsi pojawili się tzw. eksperci SS. Mieli ocenić wartość miejsca i sens stworzenia tam obozu. Stwierdzili, że zabudowania po koszarach wojskowych były w ruinie, zaś pobliskie nadrzeczne grunty – podmokłe. W ostateczności jednak położenie – pobliskie węzły kolejowe i odpowiednia odległość od miasta – nadawały miejscu szczególną wartość: pozwalały ukryć faktyczną rolę miejsca. Od pierwszych dni kwietnia ruszyły prace służące przystosowaniu tych terenów do pełnienia funkcji obozu koncentracyjnego. Pojawili się też pierwsi nadzorcy – piętnastu esesmanów. Niedługo potem, w pierwszych dniach maja z KL Dachau przetransportowano do Oświęcimia pierwszych czterdziestu polskich więźniów. Tymczasowo. Jako niewolnicza siła robocza, stawiali kolczaste ogrodzenia otaczające pokoszarowe zabudowania. W trzecim kwartale tego miesiąca do grona więźniów dołączono trzydziestu Niemców: kryminalistów przebywających dotąd w KL Sachsenhausen. Przygotowani, oczekiwali pierwszego transportu więźniów. Polskich. W ostateczności bowiem to oni mieli stanowić dowód i uzasadnienie funkcji przypisanych niemieckim kryminalistom. Równolegle byli przedłużeniem władzy obozowych esesmanów: „Utożsamiali swą postawę z postawą esesmanów, która prowadziła do wyzbycia się wszelkich skrupułów moralnych wobec podległych więźniów”. [6;12] Dowiedli tego 14 czerwca 1940 r., gdy przybyli polscy więźniowie. Tego dnia mający wracać do KL Dachau Polacy myśleli: czy warto byłoby zostać ze swoimi? Ten zapał szybko ostudził nadzorujący ich esesman Beck, tak przepowiadając przyszłość tego miejsca: „W tym obozie będzie piekło na ziemi”. [6;15]

W Oświęcimiu była jeszcze jedna grupa ludzi – Żydzi. Pod koniec lat trzydziestych stanowili co najmniej połowę jego mieszkańców. Od 4 września 1939 r. (wkroczenie wojsk niemieckich i przejęcie władzy nad miastem), aż po 9 kwietnia 1941 r. (przymusowa wywózka ostatnich Żydów), ludność ta była represjonowana, począwszy od niewolniczej pracy (kilkaset osób wywiezionych do obozów w Niemczech; od kwietnia do czerwca 1940 r. „ss-mani brali 100 – 200 mężczyzn Żydów do robót przy remontowaniu koszar”) [5], przez przesiedlenia wewnętrzne i grabież mienia, aż po fizyczne i psychiczne znęcanie się nad bezbronnymi („SS-mani kazali Żydom klękać, położyć brodę na cegłach i obcinali ją. Bili przy tym i kopali”) [4]. Choć od wybuchu wojny trwał bezustanny ruch ludności w ogóle, szczególnie zaś żydowskiej – świadomej hitlerowskiego zagrożenia – poszukującej schronienia na terenach podległych ZSRR, to jej liczebność nie uległa znaczącej zmianie. Bowiem miejsca tych, co opuścili Oświęcim, zajęli Żydzi z pobliskich, mniejszych ośrodków. Przyszłość tych, co w mieście byli „od zawsze”, jak i „wojennych” przybyszów, cechowała się tymczasowością. Wpierw w okresie, gdy pomysł na stworzenie obozu przeradzał się w czyn, Niemcy nakazali Żydom opuścić przedmieście, tzw. Zasole. Rok później, w kwietniu 1941 r., wszystkich Żydów oświęcimskich wysiedlono do górnośląskich ośrodków. [1-5] Żyjący wówczas w Oświęcimiu Paweł Gliksman napisał: „Z dniem 9 kwietnia Oświęcim był Judenrein”. [5] Tauba Grunn opuszczała to miasto jako jedna z ostatnich. Po latach wspominała: „Ciężko nam było opuszczać dom rodzinny i iść na tułaczkę, ale równocześnie pewne uczcie ulgi opanowało wszystkich, gdy pociąg ruszył ze strasznego miasta, do którego niektórzy wrócili, ale już po śmierci”. [1]

„Polityczni”, pierwsi więźniowie przetransportowani do KL Auschwitz 14 czerwca od samego początku mieli być świadomi, dlaczego tam ich sprowadzono. Przedsmak poznali w przeciągu pierwszych dni. Poddani władzy Niemców – esesmanów i kapo – musieli realizować rozkazy: „padnij”, „powstań”, „skacz żabkę”, „czołgaj się” (określane jako „sport”), uczyć się niemieckich piosenek marszowych, form meldowania i odmeldowywania, sposobu nakładania oraz zdejmowania czapek na komendę. [6;16] Środkiem mobilizującym do posłuszeństwa była przemoc. Podstawę dalszego ich bytu stanowić miała praca: „Służy do tego, aby was nauczyć porządku i bezwzględnego rygoru” – ogłosił Karl Fritzsch – „Nie ma tutaj chorych, są tutaj albo żywi albo umarli”. [11;50] Po tzw. kwarantannie więźniowie zostali skierowani do obozu właściwego. Nad bramą wejściową zobaczyli napis: „Arbeit macht frei”. Jak złudne, szydercze i fałszywe było to hasło, dowodziło bezwzględne traktowanie więźniów. Nie praca bowiem, lecz stosowany wobec nich terror od samego początku służył złamaniu zdolności oporu. [8;217. Także: 9;230-233] Choć w czasach współczesnych KL Auschwitz jest jednym z symboli Holokaustu, to pierwotnie założony został z myślą o zwalczaniu nieposłuszeństwa pokonanych: obywateli zwyciężonej II Rzeczypospolitej…

dr Paweł Wieczorek

Źródła i bibliografia:

1. AŻIH, 301/289. Relacje Tauby Grunn;

2. AŻIH, 301/2442. Relacje Ewy Neiger;

3. AŻIH, 301/2489. Relacje Anny Honig;

4. AŻIH, 301/2490. Relacje Sylwii Bachner;

5. AŻIH, 301/3489. Relacje Pawła Gliksmana;

6. D. Czech, Kalendarz wydarzeń w KL Auschwitz, Oświęcim 1992;

7. S. Friedlander, Czas eksterminacji. Nazistowskie Niemcy i Żydzi 1939 – 1945, Warszawa 2010;

8. W. Sofsky, Ustrój terroru: obóz koncentracyjny, Warszawa 2016;

9. N. Wachsmann, Historia nazistowskich obozów koncentracyjnych, Warszawa 2016;

10. L. Smith, Holokaust. Prawdziwe historie ocalonych, Warszawa 2017;

11. P. M. A. Cywiński, Początki Auschwitz w pamięci pierwszego transportu polskich więźniów politycznych, Oświęcim 2018;

12. L. Rees, Holokaust. Nowa historia, Warszawa 2018.

Także: http://www.auschwitz.org/http://chsro.pl/

Opracowała Anna Kilian

Paweł Wieczorek – doktor nauk humanistycznych. Specjalność: historia najnowsza. Współpraca: United States Holocaust Memorial Museum w Waszyngtonie, Żydowski Instytut Historyczny oraz Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Żydów w Polsce. Laureat konkursu Żydowskiego Instytutu Historycznego na najlepszą pracę doktorską im. M.Bałabana (2014). Uczestnik międzynarodowego projektu badawczego „Pogromy Żydów na ziemiach polskich w XIX i XX wieku” (2013- 2016). Autor artykułów i książek. Zainteresowania badawcze: stosunki polsko – żydowskie po 1945 r., żydowskie ruchy społeczne i polityczne, mniejszości narodowe i etniczne w Polsce, zimna wojna, totalitaryzm.

Zdj. dworzec kolejowy w Tarnowie 14 czerwca 1940 r. (domena publiczna)