Bohater z wyrzutem sumienia. Dramatyczne losy „Rudego Pawła”

„Może gdybyśmy nie rozpoczęli tej pracy, pozostałości żydostwa by przetrwały, a nie poginęły od pożarów i kul” – pisał kilka miesięcy po końcu walk w getcie warszawskim „Rudy Paweł”, bojownik Żydowskiego Związku Wojskowego. Trawiły go wyrzuty sumienia i myśli samobójcze. Podczas powstania stracił bliskich i dziesiątki towarzyszy broni. Sam przeżył jedynie cudem – kilkukrotnie wymykał się z obław.

25 kwietnia 1943 r. w sennym podwarszawskim Michalinie trzykrotnie pojawiał się autokarawan. Tym razem nie przewoził denatów na cmentarz. Wręcz przeciwnie. Transportowano nim ludzi, którzy desperacko chcieli wymknąć się ze szponów śmierci. Było to 44 młodych bojowców z Żydowskiego Związku Wojskowego (ŻZW).

Na miejscu powstańcy ulokowali się w willi położonej na uboczu, pod lasem, wynajętej im przez Cezarego Szemleya ps. „Ketling”, najważniejszego kontaktu ŻZW w konspiracji po „aryjskiej” stronie. Wreszcie, po upiornym tygodniu walki i rozpaczliwej ucieczki, mogli zregenerować siły. „Ładnie. Woda-łazienka, ale nie ma łóżek. Śpimy na podłodze. Jedzenie przywożą nam nasi chłopcy z Otwocka i Falenicy” – lakonicznie opisywał warunki bytowe w Michalinie jeden z nich, mniej więcej 30-letni „Rudy Paweł”. Nastroje w grupie były raczej pesymistyczne. Zżerała ich niepewność o dalsze losy. Wiedzieli, że nie mogą tkwić w nieskończoność niezauważeni w tak wielkiej gromadzie w jednym domu. Próbowali wymusić na grupie „Ketlinga” jakieś szybkie ruchy, by rozwiązać niebezpieczną sytuację. Sugerowali włączenie oddziału do polskiej partyzantki. Jednak konfidenci i niemieccy kolaboranci okazali się szybsi.

W piątek 30 kwietnia, gdy bojowcom zaczęto wydawać obiad, wokół willi rozległy się strzały. Po chwili do domu wpadł ranny wartownik, krzycząc, że policja „granatowa” otworzyła ogień bez ostrzeżenia. Żydzi nie mieli zamiaru się poddawać. Chcieli przedrzeć się do lasu, otaczającego posesję. Gdy próbowali kontratakować przez drzwi frontowe, musieli się wycofać ze względu na silny ostrzał. Wobec tego wymknęli się po kolei przez tylne okno. „Padamy od razu na ziemię i oddajemy salwę w kierunku policjantów, po czym uciekamy. Za nami już nikt nie strzela” – relacjonował „Paweł”. Bojowcy pobiegli w las przed siebie, w kierunku szosy lubelskiej, unosząc rannego kolegę.

Ich dni były policzone. „Paweł” był najpewniej jedynym z nich, który przetrwał i pozostawił świadectwo ich tragedii.

Tajemnice „Pinie Besztymta”

Krótka, licząca raptem cztery strony maszynopisu, relacja „Rudego Pawła” należy do najważniejszych, bo najbardziej wiarygodnych i spisanych „na świeżo”, dokumentów dotyczących działalności rewizjonistycznego podziemia w getcie warszawskim. Mimo olbrzymiej wartości historycznej jej autor nadal pozostaje dla badaczy tajemnicą.

Prawdziwa tożsamość naszego bohatera nie jest znana. W Archiwum Kibucu Bohaterów Getta, gdzie znajduje się oryginał relacji, jej autor opisany jest jako „Pinie (Paweł) Besztymt”. W polskiej historiografii funkcjonuje pod swoim wojennym pseudonimem „Rudy Paweł”. Zagadką pozostaje również jego wiek. Najpewniej w momencie wybuchu powstania mógł mieć pomiędzy 25 a 30 lat, jak większość osób, które brały w nim aktywny udział. Również miejsce jego pochodzenia pozostaje niewiadomą. Mógł wychować się w Warszawie lub przybyć, jak wielu innych Żydów, do getta z prowincji. Pewne jest, że do powstania dotrwał w nim z 20-letnią żoną i 24-letnim bratem. Wydaje się, że pochodził z relatywnie zamożnej żydowskiej rodziny, jak większość konspiratorów z ŻZW. Dawid Klin, członek bundowskiej konspiracji, zapamiętał, że „Paweł” „władał bardzo dobrze językiem niemieckim, miał nawet lekki wiedeński akcent, bo chodził jako młodzieniec do szkoły we Wiedniu”.

Wreszcie wiemy, że przed wojną należał do prawicowych młodzieżowych organizacji – Betaru bądź „Menory” – związanych z Nową Organizacją Syjonistyczną (syjonistami-rewizjonistami) Włodzimierza Żabotyńskiego. To ze znajomymi z tych kręgów, najpewniej w pierwszych tygodniach 1943 r., zaczął tworzyć na terenie getta siatkę konspiracyjną, znaną jako Żydowski Związek Wojskowy.

Inspiracja, zamachy i zakupy

„Rudy Paweł” pisze, że pierwszy raz myśl o podjęciu walki zbrojnej w getcie zakiełkowała w jego głowie po spotkaniu z pewnym „znajomym polskim oficerem” na początku 1943 r. Doszło do tego, gdy przebywał z kolegą w nieznanej lokalizacji po „aryjskiej” stronie. Nie wiemy, jakich argumentów użył ów wojskowy, by zagrzać do boju swoich dwóch żydowskich rozmówców. W każdym razie już na drugim spotkaniu, niejako na zachętę, dał im dwa rewolwery – nagany z amunicją. „Byliśmy wniebowzięci. Ciągle myśleliśmy o jego słowach” – relacjonował „Paweł”.

Po paru dniach okazało się, że takich jak oni jest w getcie więcej. Nasz bohater spotkał grupę 12 przedwojennych kolegów, których znał z organizacji powiązanych z rewizjonistami. Okazało się, że oni chodzili z getta do pracy na placówkę Ostbahnu na Dworcu Wschodnim. Tam mieli kontakt z grupą polskich oficerów, „wbijającym w ich handlowe głowy myśl o pracy konspiracyjnej”. „Ziarno rzucono na dobry grunt” – napisał „Paweł”. W czternaście osób utworzyli jedną z pierwszych, a może pierwszą „prawicową” komórkę konspiracyjną na terenie dzielnicy zamkniętej. I tak rodził się Żydowski Związek Wojskowy.

Z relacji „Besztymta” wynika, że podczas „akcji styczniowej” (18-21.01.1943) organizacja była jeszcze w powijakach. W odróżnieniu od Żydowskiej Organizacji Bojowej nie byli gotowi do walki. Jej siedmioosobowa komenda – w tym zapewne „Paweł” Frenkel i Leon Rodal – miała przeczekać niemiecką operację po „aryjskiej” stronie. Natomiast jej szeregowi bojownicy ukrywali się w getcie.

Dopiero po jej zakończeniu organizacja zaczęła się intensywnie rozwijać. W szopach Schultza, Többensa i „szczotkarzy” utworzono kolejne komórki konspiracyjne. „Paweł”, który najprawdopodobniej miał za sobą służbę w Wojsku Polskim, został jednym z instruktorów. Szkolił bojowców między innymi w obsłudze broni, musztrze, dokonywaniu zamachów i podpaleń. Poza tym brał czynny udział w akcjach ekspropriacyjnych na terenie getta. W ich toku, jak podaje, wywłaszczono od zamożnych mieszkańców getta „kilkanaście milionów złotych”.

Środki te były przeznaczane na zakup broni. Na tym odcinku nasz bohater również pozostawał aktywny. Jego kontrahentem po „aryjskiej” stronie był między innymi Roman Kowalski ps. „Kulas”, „król” wolskiego półświatka. „Gdy Paweł („Rudy Paweł” – red.) zaproponował mi, bym dostarczał broń, zorganizowałem małych złodziejaszków, którzy w tramwajach wyciągali Niemcom broń. Później zapoznałem się z kolejowymi złodziejami, którzy na kolejach wyciągali żołnierzom broń, wyrzucali broń z wagonów” – relacjonował tuż po wojnie Kowalski. Militaria trafiły do ŻZW zapewne przez kontrolowany przez organizację tunel, biegnący pod murem getta z piwnicy domu na Muranowskiej 6 („aryjska” strona) do podziemi kamienicy na Muranowskiej 7/9. Tunel ten przygotowano jesienią 1942 r. Przy Muranowskiej 7/9 znajdowała się zresztą kwatera główna rewizjonistycznych konspiratorów.

Wreszcie „Besztymt” najpewniej organizował zamachy na konfidentów Gestapo, działających w getcie. Najbardziej krwawy z nich miał miejsce niespełna miesiąc przed wybuchem powstania. Oddajmy głos świadkowi zdarzenia, Berowi Beskindowi:

„W niedzielę 14 marca 1943 r. na ulicy Świętojerskiej 34 panuje wielkiej ożywienie. U notorycznego kolaboranta Rosenberga odbywa się prawdziwe przyjęcie. Trzech mężczyzn i dwie kobiety siedzą przy suto zastawionym stole. Rozmawiają głośno i bez strachu, hałaśliwie się śmieją. Czują nad sobą opiekę potężnych Niemców. Około trzeciej po południu dziesięciu uzbrojonych mężczyzn wtargnęło do mieszkania, krzycząc: «ręce do góry!». Współbiesiadnicy podnieśli się i oszołomieni wysłuchali wyroku, skazującego wszystkich pięcioro na śmierć. Dwie kobiety (H. Mangiel i Lidia Radziejewska – red.) i jeden z mężczyzn (Arek Wajntraub – red.) zostali zabici na miejscu. Dwóch pozostałych mężczyzn (w tym Lolek Skosowski – red.) zostało jedynie rannych”.

Wkrótce ŻZW stanęło do walki z samymi Niemcami.

Flaga z kołdry i szczotki

Z relacji „Pawła” wynika, że komenda ŻZW wiedziała o mającej się rozpocząć akcji likwidacyjnej getta już w niedzielę 18 kwietnia 1943 r. Około 260 bojowców organizacji trwało na wyznaczonych stanowiskach od północy z 18 na 19 kwietnia. Ich pierwsze starcie z Niemcami miało nastąpić kilka godzin później, około godziny 6 rano przy kamienicy pod adresem Miła 29. Po potyczce i wycofaniu się Żydów, okupanci podpalili dom. Jak gorzko odnotował „Besztymt”, przybyła na miejsce straż pożarna bardziej niż walką z żywiołem była zainteresowania grabieżą.

Po opisie strzelanin na Miłej pierwszego dnia powstania, relacja pozostawiona przez naszego bohatera staje się chaotyczna. Podaje tylko lokalizację kolejnych epicentrów oporu, nie podając konkretnych dat potyczek, ani ich przebiegu. „Paweł” pisze, że walczył na Miłej 7, a następnie na Nalewkach, w domu pod numerem 42, znajdującym się przy placu Muranowskim. To tutaj, według jego wersji, miał miejsce legendarny epizod zrywu. Powstańcy mieli wywiesić na dachu flagę polską i żydowską, którą wykonano, jak podaje, „z kołdry i szczotki”. Dodaje, że w starciach o ten budynek padło „sporo trupów SS”.

Po potyczkach na  Nalewkach 39 i podpaleniu szopu Brauera (Nalewki 39) „Paweł” walczył na głównej reducie ŻZW. „Plac muranowski 11-13-15, z okien walimy (do Niemców – red.), zastępca naszego komendanta zabity. Wjeżdżają duże czołgi. Rozpoczyna się szalony ogień z ckm-ów i działek. Opuszczamy teren” – raportował lakonicznie. 22 kwietnia część oddziałów ŻZW, w tym dowództwo organizacji, przechodzi tunelem na Muranowską 6, czyli na „aryjską” stronę. Są uzbrojeni, w niemieckich hełmach i często mundurach. Jest ich najpewniej ponad setka. Wśród nich znajduje się „Paweł”.

Ucieczka „zatrutych dusz”

Bojowcy zdawali sobie sprawę, że kamienica, znajdująca się tuż pod murem getta, nie jest bezpieczną kryjówką dla dziesiątek Żydów. Spodziewali się wykrycia w każdej chwili. W związku z tym gorączkowo próbowali uzyskać pomoc ze strony grupy polskich konspiratorów, którzy ich inspirowali, szkolili i dostarczali broń. Jednym ze śmiałków, którzy wyruszyli po pomoc na ulice Warszawy, był właśnie „Rudy Paweł”. Jego misja zakończyła się częściowym sukcesem. Wspomniany na początku Janusz Szemley ps. „Ketling” – szef organizacji konspiracyjnej PLAN (Polska Ludowa Akcja Niepodległościowa), na którym zresztą ciążył wyrok śmierci wydany przez AK za rzekome donosy do Gestapo – zorganizował bojowcom transport i kwaterę w podwarszawskim Michalinie. 25 kwietnia 44 z nich, w tym „Besztymt”, wydostało się z feralnej kwatery na Muranowskiej. Resztę, która pozostała w kamienicy, po strzelaninie z 27 kwietnia pojmano lub zabito, gdy Niemcy, na skutek donosu, wpadli na ich trop.

Trzy dni później, jak wspomniano, granatowa policja namierzyła również bojowców ŻZW w Michalinie. „Paweł” z kompanami wdał się w strzelaninę, po czym wszyscy zbiegli do lasów na wschód od Otwocka. Niemcy zorganizowali na nich obławę. Byli otoczeni. Przez parę dni, gdy tylko próbowali przedrzeć się przez kordon okupantów – w Mlądzu, Teklinie i okolicach Śródborowa – wpadali pod ogień ckm-ów żandarmerii. Kilkunastu z nich poległo. W końcu przeczekali apogeum niemieckiej operacji w chłopskim obejściu, terroryzując gospodarzy. Po dwóch dniach, gdy odzyskali nieco siły, dwójkami, trójkami przedostali się z powrotem do Warszawy – koleją, rowerami, na piechotę. Po drodze Niemcy dopadli kolejnych dziewięciu z nich.

„Besztymt” znów miał szczęście. Udało mu się dotrzeć do miasta. Z kolegą z organizacji, o pseudonimie „Krzywonos”, ukrył się u wspomnianego kryminalisty Romana Kowalskiego, na placu „Wenecja” na Woli. Gdy po około dwóch miesiącach i ta kryjówka była „spalona”, bo na jej trop wpadli Niemcy, udał się do mieszkania konspiracyjnego Bundu na ul. Chłodną 17. To tutaj zetknął się z „Antkiem” Cukiermanem, jednym z liderów ŻOB, który zachęcił go do spisania wspomnień. To wówczas – w lecie 1943 – „Rudy Paweł” sporządził swoją bezcenną relację.Biło z niej jego rozgoryczenie i frustracja. Miał za złe polskim konspiratorom – najpewniej z kręgów Szemleya i organizacji PLAN – że w ogóle pchnęli ich do walki. „Może gdybyśmy nie rozpoczęli tej pracy (tworzenia podziemia zbrojnego – red.), pozostałości żydostwa by przetrwały, a nie poginęły od pożarów i kul” – pisał, mając na myśli swoją żonę i brata, którzy zginęli w jednym z wykrytych w getcie bunkrów.

Wspominał, że na kilkanaście dni przed wybuchem powstania, jeden z polskich konspiratorów wmawiał im, iż gdy rozpoczną walkę z okupantem na terenie getta, to wzniecą antyniemieckie powstanie w Polsce i całej okupowanej Europie. Nic takiego, jak wiadomo, nie nastąpiło. „Truto nasze dusze dla swoich patriotycznych celów, a my byliśmy otumanieni” – stwierdził gorzko. Dodawał, że ci sami ludzie z polskiego podziemia, którzy tak zagrzewali młodzieńców z getta do boju – zaznaczmy, „Paweł” nigdy nie podawał jasno z jakiej organizacji – stwierdzali, że nikt nie chce Żydów w partyzantce – jako „komunistów i gwałcicieli”. Zamiast tego proponowali „Besztymtowi”, by został „żywą torpedą”, to znaczy dokonał samobójczego zamachu na Niemców. „Oto do czego nas doprowadzili” – pisał oskarżycielsko.

Śmierć „Paula Gelbera”

Ostatecznie polska konspiracja, powiązana z Polską Partią Socjalistyczną, inaczej wykorzystała talenty „Pawła”, konkretnie jego biegłość w posługiwaniu się językiem niemieckim. Wyrobiono mu kenkartę na nazwisko folksdojcza Paula Gelbera, dzięki czemu znalazł legalną pracę w dziale finansowym niemieckiego zarządu Warszawy. Jednocześnie wyjeżdżał do Otwocka, gdzie od rannych żołnierzy Wehrmachtu, dochodzących do siebie w tamtejszym szpitalu, skupował broń dla podziemia.

Wybuch powstania warszawskiego miał zastać go na Powiślu. „Rudy Paweł” miał spontanicznie przyłączyć się do akowców, atakujących Ubezpieczalnię Społeczną na ul. Smulikowskiego. Zginął już trzeciego dnia powstania.

Z pożogi wojny ocalała jednie jego relacja, która stanowi jedno z najcenniejszych świadectw o Żydowskim Związku Wojskowym, tej mniej znanej grupie konspiracji w getcie warszawskim. 

Bibliografia:

Libionka, L. Weinbaum – „Bohaterowie, hochsztaplerzy, opisywacze. Wokół Żydowskiego Związku Wojskowego”, Warszawa 2017
Klin – „A cache-cache avec la mort : un résistant juif à Varsovie de 1939 à 1945”, Paryż 2017
Klin – „Wenecja” w: „Kultura”, nr 7/8 1967
Relacja Pawła (Pinie) Besztymta w: Ghetto Fighters House Archives, cat. no. 5970
J.Leociak, B. Engelking – „Getto warszawskie. Przewodnik po nieistniejącym mieście”, Warszawa 2013
Relacja Romana Kowalskiego w: AŻIH, 301/5025