O Żydach – oficerach Wojska Polskiego, poległych we wrześniu 1939 r.

Nie znamy dokładnej liczby oficerów Wojska Polskiego pochodzenia żydowskiego, którzy uczestniczyli w wojnie z Niemcami w 1939 r., tak jak nie wiemy ilu z nich wówczas zginęło czy odniosło rany. Udział Żydów w nierównych zmaganiach 1939 r., jak i późniejsze ich losy są bowiem jednym z wielu zagadnień dotychczas niemal nieopisanej historii ich obecności w walce o niepodległość i państwo polskie w pierwszej połowie minionego stulecia.

Następnego dnia po straszliwym bombardowaniu Warszawy przez Niemców w dowództwie obrony miasta zaczęto rozważać jego poddanie. Zanim jednak tę podjęto decyzję, rankiem 26 września 1939 r. rozpoczął się niemiecki szturm generalny, poprzedzony potężnym ostrzałem artyleryjskim. Szczególnie ciężkie walki toczyły się na Ochocie, m.in. przy torach linii kolejowej na Szczęśliwcach. Napór nieprzyjaciela powstrzymano w pobliżu Dworca Zachodniego, a wkrótce broniący tej części stolicy żołnierze 40. pułku piechoty „Dzieci Lwowskich” przeszli do kontrataku i zmusiwszy Niemców do cofnięcia się, z brawurą uderzyli na parowozownię szczęśliwicką. W tym natarciu jednym z idących w awangardzie był ppor. rez. Leon Fisch, jeden z licznych polskich Żydów, którzy wzięli udziału w obronie zaatakowanej we wrześniu 1939 r. przez Niemcy, a następnie Związek Sowiecki, ojczyzny.

Podporucznik z „Dzieci Lwowskich”

Niemal dokładnie rok wcześniej ówczesny dowódca 40. pp, ppłk dypl. Andrzej B. Liebich pisał o ppor. Fischu: „Dał z siebie 100% rzetelnego wysiłku, toteż pomimo słabej prezencji i braku wrodzonych walorów dowódczych, osiągnął ładne rezultaty”. Pochodzący ze wschodnich ziem przedwojennej Polski oficer urodził się w 1903 r. w Monasterzyskach w powiecie buczackim. Uczył się w gimnazjum w Tłumaczu, a następnie w VII Państwowym Gimnazjum im. Tadeusza Kościuszki we Lwowie. Tam zdał egzamin maturalny, a w 1928 r.  ukończył studia na Wydziale Prawa Uniwersytetu Jana Kazimierza, uzyskując stopień doktora. W latach trzydziestych prowadził praktykę adwokacką we Lwowie.

Zanim jednak trafił do lwowskiej palestry musiał odbyć służbę wojskową. W Szkole Podchorążych Rezerwy Piechoty Nr 6a w Rawie Ruskiej otrzymał wynik dobry. „Charakter wyrobiony o cechach dodatnich. Pracowity, sumienny, energiczny, b. inteligentny. Posiada dużo dobrych chęci. Fizycznie wytrzymały. Wartość dla służby duża” – charakteryzowano Fischa w opinii służbowej. Przydzielony następnie do 45. pp znów uzyskał dobre oceny jako dowódca plutonu strzeleckiego, m.in. od dowódcy pułku płk. dypl. Bronisława Prugara-Ketlinga, później jednego z wybijających się dowódców dywizji we wrześniu 1939 r. Dobra opinia dała awans oficerski, a po pewnym czasie Fisch objął dowództwo plutonu 40. pp „Dzieci Lwowskich”. „Wykazał dużą ambicję pracy. Taktycznie zupełnie dobry i wybijał się spośród innych ofic.[erów] rez. dowódców plutonów” – pisano w opinii, którą otrzymał po ćwiczeniach rok przed wybuchem wojny.

We wrześniu 1939 r. pułk „Dzieci Lwowskich” skierowano do obrony Warszawy. Służył w nim i ppor. Fisch, zapamiętany jako „bardzo dzielny oficer”. 14 września wziął ślub cywilny, nic jednak nie wiadomo o wybrance ani okolicznościach jej poznania; udzielił go inny oficer jego pułku, co było formalnie możliwe ze względu na stan wojny. A dwanaście dni później, w przeddzień rozpoczęcia rozmów o poddanie Warszawy, jak we wszystkich poprzednich, ppor. Fisch, adwokat z Lwowa, był na swoim posterunku. Poległ w szczególnie uporczywym boju w obronie Ochoty, kiedy na czele swojego plutonu uderzył na zajętą przez Niemców parowozownię szczęśliwicką. Wraz z nim zginęło ośmiu jego żołnierzy. Ich koledzy jednak nie ustąpili; przeprowadzone jeszcze tego samego dnia czwarte uderzenie złamało niemiecką obronę w parowozowni i dało „Dzieciom Lwowskim” jedno z ostatnich zwycięstw w bitwie o stolicę Polski, którą następnego dnia trzeba było poddać najeźdźcy.

Polegli gdy płonął Zamek

W obronie Warszawy uczestniczyli także licznie inni Żydzi w polskich mundurach. 17 września 1939 r., kiedy Armia Czerwona zaatakowała Polskę, a wskutek bombardowania Warszawy zapłonął Zamek Królewski, zginęli dwaj oficerowie artylerii – kpt. Henryk  Beatus i ppor. Rudolf Pariseberg. Pierwszy był starym żołnierzem, jeszcze z I Brygady Józefa Piłsudskiego. Urodzony w 1896 r., syn szanowanego kaliskiego lekarza Edwarda Beatusa, wstąpił do Legionów jako student Szkoły Politechnicznej we Lwowie i wziął udział w największych bojach, które od jesieni 1916 r. toczyły one na Wołyniu. W następnym roku, wraz z tymi, którzy odrzucili przysięgę na wierność Niemcom i Austro-Węgrom przeszedł obóz w Szczypiornie. Po zwolnieniu wrócił na studia, ale tym razem na Politechnice Warszawskiej. Wiele lat później za służbę w Legionach otrzymał Krzyż Niepodległości.

W pamiętnym listopadzie Henryk brał udział w rozbrojeniu Niemców, a następnie zgłosił się ochotniczo do WP. Służył w artylerii – najpierw w 8., a następnie w czasie wojny z bolszewikami w 2 pułku artylerii polowej, w którym pełnił m.in. funkcję  oficera łączności i oficera telefonicznego dywizjonu. Jeszcze w 1919 r. dwukrotnie awansował, otrzymując stopień porucznika. Odznaczył się odwagą m.in. w czasie budowy przeprawy przez Uszę, za co odznaczono go Krzyżem Walecznych.

Po wojnie wrócił na studia na politechnice – ukończywszy je w 1925 r. z tytułem  inżyniera  mechanika, pracował krótko w elektrowni w Piotrkowie, a następnie aż do wybuchu wojny w Fabryce Sztucznego Jedwabiu w Tomaszowie  Mazowieckim.  Jako oficer rezerwy służył w 25. pułku artylerii lekkiej. Uznawany za sumiennego i pracowitego, w 1932 r. został mianowany kapitanem. O losach tego legionisty i kapitana WP w czasie wojny z Niemcami wiadomo jedynie, że poległ w obronie Warszawy, 17 września 1939 r., przy ul. Piusa XI i został pochowany na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach.

W następnym miesiącu zginął sędziwy ojciec Henryka, zastrzelony przez Niemca na jednej z kaliskich ulic. Ta tchórzliwa, dokonana na bezbronnym starcu zbrodnia była złowieszczym sygnałem okrutnego losu, który wkrótce miał stać się udziałem całej społeczności żydowskiej w okupowanej przez Niemców Polsce.

Drugim ze wspomnianych poległych tego samego, 17 września 1939 r.,  artylerzystów, był ppor. rez. Rudolf Pariserberg. Rodowity warszawiak, urodzony w 1904 r., ukończył studia na Wydziale Elektrotechniki Akademii Inżynierskiej w Oldenburgu w Niemczech. Po otrzymaniu dyplomu odbył służbę wojskową w Szkole Podchorążych Rezerwy Artylerii we Włodzimierzu Wołyńskim, po czym został mianowany podporucznikiem. Mieszkał w Warszawie przy Al. Jerozolimskich 77. Był dwukrotnie żonaty. Po śmierci pierwszej żony ożenił się z Dwojrą z d. Moszkowicz, z którą miał córkę Awiwę.

Zimą 1939 r. odbył ćwiczenia w 1. pułku artylerii ciężkiej jako dowódca plutonu baterii. Był dobrze oceniany: „O dużej inteligencji i spostrzegawczości. Dość energiczny. Obowiązkowy i sumienny. Towarzysko wyrobiony. Zachowanie się w służbie i poza służbą bez zarzutu. Fizycznie wytrzymały. Dobrze wyszkolony. Zdolności wychowawcze i dowodzenia dobre”.

W obronie Warszawy pełnił funkcję dowódcy kolumny amunicyjnej II dywizjonu 1. pułku artylerii ciężkiej. Poległ 17 września 1939 r. Został pochowany na Cmentarzu Żydowskim przy ul. Okopowej, wśród 112 znanych z imienia i nazwiska żołnierzy WP pochodzenie żydowskiego, również uczestniczących w obronie stolicy Polski (a spoczywa tam również kilkudziesięciu bezimiennych). Losy wdowy po nim i córki, która w chwili śmierci ojca miała trzynaście miesięcy, nie są znane. Ale brak ich nazwisk w bazach strat wojennych może dawać nadzieję, że przeżyły wojnę.

Nie zawsze jednak znamy chociażby datę śmierci danego oficera. Nazwisko ppor. rez. Alfreda Putzmana z 21. pp „Dzieci Warszawy” jako poległego w obronie stolicy pojawia się zarówno w opracowaniach dotyczących tej tematyki, jak i samego pułku. We wszystkich brak jednak informacji o pełnionej przezeń funkcji, jak również dokładnej dacie i okolicznościach jego śmierci. Wiadomo jedynie, że tak jak Pariserberg został pochowany na Cmentarzu Żydowskim przy ul. Okopowej w Warszawie.

Putzman urodził się w 1904 r. w Łodzi, ale całe życie był związany z Warszawą, gdzie uczył się w Gimnazjum Męskim im. Mikołaja Reja i mieszkał przy ul. Ogrodowej. W 1930 r. ukończył Szkołę Podchorążych Rezerwy Piechoty w Zambrowie z wynikiem dobrym; taką samą ocenę uzyskał rok później po ćwiczeniach w 21. pp „Dzieci Warszawy”. W uzasadnieniu podkreślano jego duże poczucie honoru i godności własnej, wskazywano na dużą dbałość o żołnierza, bardzo dobry stosunek do kolegów, dużą lojalność służbową i poczucie obywatelskie. Dostatecznie oceniono wyrobienie charakteru, ambicję pracy, obowiązkowość. Lecz wyszkolenie fachowe określano jako dobre, zauważano duże osiągnięcia w wynikach służby. „Posiada dużo wiadomości, wyszkolony zupełnie dobrze. Zachowanie w służbie i poza służbą b. dobre”.

Ułan z rodu Arnsztajnów

Spośród oficerów pochodzenia żydowskiego poległych we wrześniu 1939 r. chyba najwybitniejszym był Oskar Andrzej Berenson. Młodszy o dziesięć lat brat wybitnego adwokata Leona Berenona, ułan słynnego legionowego pułku Beliny, całe życia był związany z kawalerią WP. Z czasem mianowany majorem, zginął pod Wiązowną jako oficer 12. Pułku Ułanów z Krzemieńca, Wołyńskiej Brygady Kawalerii Armii „Łódź”. Zainteresowanych biografią mężnego majora, uznawanego przez przełożonych za znakomitego oficera, odsyłam do moich wcześniejszych prac. Tutaj wspomnijmy nieupamiętnianego dotychczas innego oficera ułanów, ppor. rez. Krzysztofa Tadeusza Friedmana-Mieczysławskiego.

Syn Jana Friedmana, który przyjął nazwisko Mieczysławski, autora dwóch cenionych zbiorów wierszy, a także tłumacza poezji z francuskiego, m.in. Piotra Ronsarda, młodość spędził w Zakopanem. Ale urodził się w Lublinie (w 1909 r.), mieście rodzinnym matki, Stefanii. Arnsztajnówna z domu, była córką Franciszki Arnsztajnowej, poetki i tłumaczki, wybitnej przedstawicielka lubelskiego środowiska kulturalnego, blisko zaprzyjaźnionej z jego chyba najbardziej znakomitym przedstawicielem w międzywojniu, Józefem Czechowiczem. Franciszka, co również jest podkreślane w jej biografiach – była także silnie zaangażowana w działalność niepodległościową w Polskiej Organizacji Wojskowej, za co odznaczono ją Krzyżem Niepodległości. To samo odznaczenie otrzymał jej syn, Jan Arnsztajn, wuj Krzysztofa, legionista i jeden z czołowych działaczy Polskiej Organizacji Wojskowej, oficer WP, uczestnik wojny z bolszewikami, a po wojnie lekarz, oddany chorym społecznik, którym – dosłownie – poświęcił swoje życie.

Oboje rodzice Krzysztofa zmienili wyznanie na rzymskokatolickie jeszcze przed jego urodzeniem, używali też nazwiska Mieczysławski. Dodajmy, że w odróżnieniu od synów – Krzysztofa i starszego odeń Witolda, urzędnika służby zagranicznej RP, po wojnie przebywającego na uchodźstwie w Stanach Zjednoczonych, którzy używali dwojga nazwisk. Opisując koligacje rodzinne Krzysztofa wspomnijmy jeszcze, że jego bratową była Aniela z d. Lilpop, związana ze środowiskiem paryskiej „Kultury”, a w życiu prywatnym – po rozwodzie z Witoldem – z Edwardem Raczyńskim, dyplomatą i prezydentem RP na uchodźstwie.

Krzysztof, ukończywszy gimnazjum państwowe w Zakopanem (dzisiejsze Liceum im. Oswalda Balzera) odbył służbę wojskową w Szkole Podchorążych Rezerwy Kawalerii w Grudziądzu z postępem dobrym, oceną dostateczną. 1 stycznia 1934 r. został mianowany podporucznikiem i przydzielony na stanowisko dowódcy plutonu w 5., a następnie w 10. Pułku Ułanów Litewskich. Początkowo otrzymywał dobre oceny, przed samą wojną – słabsze, a jego przydatność liniową określono jako małą.

W latach trzydziestych mieszkał w Warszawie przy może najbardziej malowniczej jej części – ulicy Rynek Starego Miasta. Zajmował się malarstwem – wiadomo, że w posiadłości Jarosława Iwaszkiewicza Stawisko znajdował się jeden z jego obrazów, przedstawiający warszawską ulicę Książęcą. Brak jednak jego biogramu w obszernym Słowniku artystów polskich.

Na wojnę z Niemcami wyruszył w macierzystym pułku, włączonym do Podlaskiej Brygady Kawalerii, w którym pełnił funkcję płatnika. Przeszedł cały szlak bojowy pułku, który jako jedna z nielicznych jednostek WP przekroczył granicę niemiecką na obszarze Prus Wschodnich. Następnie po walkach na Podlasiu dotarł do Puszczy Białowieskiej, by w końcu dołączyć do  Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie” gen. Franciszka Kleeberga. I z nią ppor. Friedman-Mieczysławski wziął udział w ostatniej bitwie tej kampanii, stoczonej pod Kockiem. Poległ 5 października 1939 r. w pobliżu wsi Fiukówka w powiecie łukowskim, w ostatnich walkach, jakie polscy ułani stoczyli z Niemcami podczas ich najazdu na Polskę, a jak się miało okazać – także  w jej dziejach. Nie stało się to jednak w szarży kawaleryjskiej, jak napisała z romantyczną nutą Hanna Mortkowicz-Olczakowa; podporucznik zginął bowiem w końcowej części walki, w chwili odrywania się od Niemców, co następowało pod silnym ogniem ich artylerii. Za okazane męstwo został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Walecznych. Pochowano go na cmentarzu w Radoryżu Kościelnym.

Matka Krzysztofa – Stefania zmarła w 1942 r. w getcie warszawskim na tyfus. Okoliczności śmierci babci, Franciszki Arnsztajnowej, nie są znane. Pewne jest, że poetka była ofiarą dokonanej przez Niemców Zagłady Żydów, niezależnie od tego czy zmarła na tę samą chorobę co córka, czy w obozie zagłady w Treblince. Przed śmiercią uratowała jednak swoją wnuczkę Janinę, która przeżyła wojnę, ukryta przez Polaków – jedyne dziecko Jana Arnsztajna, a siostrę stryjeczną Krzysztofa, podporucznika 10. Pułku Ułanów Litewskich, poległego w ostatniej bitwie kampanii 1939 r. I jednego z kilku ostatnich oficerów WP, którzy zginęli broniąc Polski przed agresją nazistowskich Niemiec.

Nie znamy dokładnej liczby oficerów Wojska Polskiego pochodzenia żydowskiego, którzy uczestniczyli w wojnie z Niemcami w 1939 r., tak jak nie wiemy ilu z nich wówczas zginęło czy odniosło rany. Pewne jest jedynie, że wymieniana w polskiej historiografii liczba przeszło stu poległych nie ma żadnych podstaw naukowych. Ten brak ścisłości łatwo jednak wyjaśnić. Udział Żydów w nierównych zmaganiach 1939 r., jak i późniejsze ich losy są bowiem jednym z wielu zagadnień dotychczas niemal nieopisanej historii ich obecności w walce o niepodległość i państwo polskie w pierwszej połowie minionego stulecia.

W tej jej części, którą był naznaczony klęską z przeważającym i nieubłaganym wrogiem z zachodu i wschodu polski wrzesień, mamy przynajmniej dość informacji, by określić liczbę żydowskich oficerów WP jako znaczącą. Pewne jest, że spełnili oni swój obowiązek, wierni przekonaniu, wyrażonemu w przededniu wojny przez przywódców Związku Żydów Uczestników Walk o Niepodległość Polski, dla których nie było ono z całą pewnością okolicznościową formułką: „Obrona Niepodległości jest najwyższym nakazem i najświętszym obowiązkiem. Istoty tego nakazu i wielkości tego obowiązku nie trzeba nikomu tłumaczyć”.

dr hab. Marek Gałęzowski

 

Marek Gałęzowski – dr hab., absolwent IH Uniwersytetu Jagiellońskiego, pracownik Biura Edukacji Narodowej IPN i członek Komisji Biograficznej PAU; w latach 2015–2022 był profesorem Uczelni Łazarskiego. Autor wielu książek i artykułów, zajmuje się m.in. biografistyką uczestników walk o niepodległość Polski w pierwszej połowie XX w., w tym polskich Żydów; temu ostatniemu tematowi poświęcił niedawno książkę, opublikowaną przez wydawnictwo Znak Horyzont.