Ofiara i kat – część druga

Oto druga i ostatnia część felietonu dra Pawła Wieczorka o Abramie Krzepickim, który 13 września 1943 roku uciekł z obozu zagłady w Treblince. Swoją relację zdał Racheli Auerbach, dziennikarce współpracującej z Oneg Szabat

14 września 2020

(…) Przestrzeń obozową wypełniała – wspierana terrorem – wszechobecna, masowa śmierć. Treblinka przypominała „fabrykę-monstrum, która produkuje trupy”. [4;87] Większość ofiar nie była poddawana selekcji. Skazani w swej masie byli odzierani z resztek godności. Niemcy miejscu kaźni nadali przewrotne miano „miejsca kąpielowego”. Zamiennie nazywane „łaźnią”, zamykało zbrodniczą procedurę: „W głębi lasku już były podgrzane kotły i zapełniane piece. Niemcy i Ukraińcy zaczęli gonić pierwszą partię nagich kobiet i dzieci drogą do kąpieli. Już słyszy się nowe fale krzyków i płaczu. Rozpoczęła się ostatnia dzika gonitwa. Instynktownie, jak zwierzęta w rzeźni, czuli, co ich czeka. W tłumie kobiet nie brakuje jednak również naiwnych. One wierzą, że naprawdę prowadzi się je do łaźni, biorą ze sobą ręcznik i kawałek mydła. Mężczyźni zachowywali się spokojniej, byli bardziej pogodzeni, zrezygnowani. Jeżeli ktoś płakał, to samotnie, w ciszy”. [4;109]

Dopełnieniem niemieckiej perfidii był jeszcze jeden, najbardziej przewrotny zamysł. Zadecydowali, by Żydom w ich ostatniej drodze towarzyszyła… orkiestra. Przy okazji więc nielicznym – towarzyszom skazanych, żydowskim muzykom – Niemcy przedłużali życie. Groza chwili przeplatała się z absurdem: „Dźwięki muzyki żydowskiej mieszały się z krzykami i płaczem żydowskich mężczyzn, kobiet i dzieci, kiedy pędzono ich do śmiertelnej kąpieli. Żydowscy grajkowie stali i grali w pobliżu drogi wiodącej przez lasek, zdobywając w ten sposób prawo do życia jeszcze parę tygodni”. [4;101-102]

„Łaźnia” – zgodnie z założeniami twórców – miała przypominać przytulny, czysty dom kąpielowy wkomponowany w leśną zieleń. Jak złudne było to wrażenie, wystarczyło zrobić kilka kroków dalej i zobaczyć coś więcej: „Góry gliny a pod nimi – jeszcze otwarte, ogromne groby masowe, w których podówczas spoczywały dziesiątki, może setki tysięcy »wykąpanych«”. Tak było na początku. Wkrótce potem, pod koniec sierpnia, gdy pod wpływem wysokiej temperatury martwe ciała zaczęły ulegać szybkiemu rozkładowi, Niemcy postanowili palić zwłoki: „Do grobów wrzucano starzyznę, puste walizki, śmiecie uprzątnięte z placu. Paliło się to dzień i noc, wypełniając cały obóz kłębami dymu i odorem palonych ciał”. [4;85] Równocześnie więźniowie budowali krematorium.

Wielu Żydów nie zdołało dotrwać swego końca w „łaźni”. Umierali w drodze albo czekając w nieskończoność w zamkniętych wagonach na obozowej bocznicy. Taki obraz właśnie zobaczyli przyszły dowódca obozu, kat – Franz Paul Stangl i ocalała ofiara – Abram Jakub Krzepicki, zaraz po dotarciu do Treblinki II. Wydźwięk pierwszych wrażeń – choć wypowiadanych z jakże odmiennych pozycji – był bardzo podobny: „Pociemniało mi w oczach. Zmartwiałem na widok tego, co tam ujrzałem”  – opowiadała ofiara – „We wszystkich wagonach były tylko trupy. Ludzie udusili się z braku powietrza. Nieboszczycy leżeli jeden na drugim warstwami, aż pod sam dach wagonu”. Wtórował mu kat: „Wjeżdżając na stację w Treblince, zobaczyliśmy (…) pociąg z Żydami; niektórzy byli martwi, inni jeszcze żyli. Wyglądało na to, że znajdowali się tam przez wiele dni”. [4;79-80.Także:1;135]

Rozładunek tych wagonów był jednym z pierwszych zadań, jakie Abram Jakub Krzepicki wraz z kilkudziesięcioma innymi więźniami, musieli wykonać: „Trupy były spuchnięte, miały potwornie wydęte brzuchy. Pokryte brązowymi lub czarnymi plamami. Na zwłokach mrowiło się robactwo. Niesamowity grymas na wpół otwartych ust, z których wystawał koniec języka. Pozostały otwarte, jak gdyby wciąż usiłowali złapać trochę powietrza. Wiele trupów ma otwarte oczy”. Zwłoki się rozpadały: „Kiedy zaczęliśmy wyciągać ze stosów, gdzie leżały ciała jedne na drugich, odpadały poszczególne członki. Najszybciej ciała dzieci”. Słabi i wycieńczeni, głodni i spragnieni więźniowie z trudem wykonywali rozkazy: „Najchętniej nosili zwłoki dzieci, bo były najlżejsze. Inni przenosili poszczególne części ciała: głowy, nogi, ręce, wnętrzności”. [4;77]

Gdy ludzie ginęli – traktowani przedmiotowo niczym zbędna masa – czy mogła robić wrażenie śmierć jednostek? Na pewno. Odczucia widzącego na własne oczy śmierć współtowarzysza, z którym nie tak dawno dzielił miejsce w bydlęcym wagonie, dał mu resztkę wody czy przed chwilą jeszcze wespół z nim wykonywał niewolniczą pracę, tym bardziej uświadamiały, że i jego czeka niechybny koniec. Bo wszystko było pozorne. Abram Jakub Krzepicki widział wiele. To, jak młodego mężczyznę, który układał w grobie zwłoki, potraktował esesman: „Niemcowi wydawało się, że pracuje zbyt opieszale. »Nie ruszać się, odwróć się!« – padła komenda – Zdjął karabin z ramienia i zanim chłopak zdołał zrozumieć, o co chodzi, już leżał martwy w dole razem z innymi trupami”. [4;79] To, jak ci, z którymi chwilę wcześniej rozładowywał wagony, po wykonanej robocie próbowali uciec: „Jednego zastrzelili, zanim jeszcze zdążył wyczołgać się spod wagonu. Drugi rzucił się do ucieczki. Chciał się ukryć w tłumie wśród innych Żydów”. Na niewiele się to zdało: „Esesman zatrzymał go. Młodzieniec pokazał dokumenty, że jest robotnikiem, błagał, zaklinał. Esesowiec pozostawał na wszystko głuchy i z dziką pasją okładał nieszczęsnego gumową pałką po głowie. Chłopiec upadł. Z kolei przystąpił Ukrainiec i kolbą karabinu z rozmachem – jak się rąbie drzewo – uderzył ze 3, 4 razy leżącego w głowę. W końcu wpakowali mu jeszcze kulę i dopiero wtedy dali mu spokój”. [4;81] Pociąg odjechał. Widział dziewczynę, która próbowała wygrać z obozową rzeczywistością: przebrała się za chłopca. Niedługo potem strażnicy wykryli to oszustwo. Esesman kazał jej się rozebrać i stanąć nad grobem. Bez wahania zabił. Widział chłopca, który podczas egzekucji został „tylko” ranny. Ocalał. Wiele godzin spędził w zbiorowej mogile. Nocą ją opuścił. Przebrał się. Nie na wiele mu się to zdało. Miał gorączkę. Cierpiał. Niemcy byli czujni. I on musiał na powrót stanąć przed grobowym dołem, na powrót nagi, został uśmiercony. Widział, jak bliski znajomy gnany był do łaźni. W umyśle padło pytanie: podejść, podać dłoń, iść razem z nim? Odpowiedź zaś brzmiała: „Może powinienem wesprzeć przyjaciela w jego ostatniej godzinie i umrzeć razem z nim. Przyznaję jednak, że byłem na to za słaby. Może zbyt silny był we mnie głos, że muszę się stąd wydostać żywy”. [4;120] Krzepickiego obozowe realia utwierdzały w przekonaniu, że warto i trzeba walczyć nie tylko o kolejną chwilę życia, lecz o życie dla tej walki właśnie. Z takim przekonaniem dążył do ucieczki. Choćby za najwyższą cenę – śmierć. Ale jakże inną od tej, jakiej na bezbronnych ludziach dokonywali niemieccy kaci. Dzięki swej determinacji zwyciężył: 13 września 1943 roku, podczas ładowania zdołał ukryć się w stercie szmat w jednym z wagonów. Umknął śmierci… [4;133 -134]

Czy taki tok myślenia – o ucieczce – był normą, czy wyjątkiem? Wszak ilu było skazańców, tyle powinno być postaw. Jednak w warunkach i atmosferze tworzonych przez Niemców nie miała prawa obowiązywać jakakolwiek samodzielność. Nad wszystkimi panowały wyłącznie napięcie i strach: „O jakimkolwiek ratunku i oporze nikt wtedy nie myślał. Za bardzo byliśmy osłabieni, przygnębieni… za bardzo spragnieni łyka wody”. [4;90] Wśród wielu nie brakowało autodestrukcyjnego postrzegania rzeczywistości i samooskarżeń opartych na ideologii narzuconej przez hitlerowskie władze: skoro jesteśmy winni, musimy ponieść karę. Większość spośród tych, którym kaci zezwolili żyć chwilę dłużej, zachowywała się pasywnie. Nie potrafili – nie chcieli – nie mogli dopuszczać myśli o czekającej ich śmierci. Tłumaczyli, że przecież trwa „Wielka Akcja”, więc i tak nie mają najmniejszej szansy przetrwania poza obozem. Inni liczyli na rychły koniec wojny i wyzwolenie. „Było to doprawdy rozpaczliwe, jak chęć do życia robiła ludzi tak dziecinnymi, łączyła się z nadzieją, która była nic niewarta” – wspominał Abram Jakub Krzepicki – „Życie w tych warunkach, które Niemcy tak sprytnie stworzyli, powodowało, że większość młodych, zdrowych ludzi chodziła jak w jakimś letargu, niezdolni do żadnego działania, podjęcia jakiejś decyzji”. [4;124-125]

Wybrane fragmenty relacji Krzepickiego oddają nie tylko grozę panującą w obozie zagłady, ale także charakteryzują mentalność tych, którzy mieli nad nim władzę – komendantów, esesmanów i wachmanów. Ocalony tak o nich mówił: „Ludzie, nawet najmniejsze dzieci rozumieją wcześniej, widzą, czują co nadchodzi. Również zwierzę czasem czuje, a człowiek, który widzi jego grymas, współczuje. Ale wielu, wielu Niemców ma twarde, zahartowane nerwy, patrzą na ludzi, którzy mają te same ludzkie odruchy co oni sami, i nic nie widzą, nie współczują. Nie czują żalu, nie mają w ogóle uczucia współczucia w cierpieniu, mimo że te słowa istnieją przecież w języku niemieckim. Urodzony materiał na morderców i katów”. [4;117] Jakże inaczej mówił o tym jeden z winnych zbrodniczych dokonań, Stangl, tłumacząc swoją rolę w systemie: „Dla mnie jedynym sposobem na życie było myślenie poszufladkowane. Mogłem to dopasować do własnej sytuacji. Jeśli »podmiotem« był rząd, »przedmiotem« – Żydzi, a »działaniem« – gazowanie, wówczas mogłem sobie powiedzieć, że w odniesieniu do mojej osoby brak było czwartego elementu, czyli »intencji«”. [1;141-142] Jeden, tymczasowy świat. Widziany z jakże innej perspektywy. Jakby kat uciekał przed swą ofiarą…

Paweł Wieczorek  

Bibliografia: 

  1. Sereny, W stronę ciemności. Rozmowy z komendantem Treblinki, Warszawa 2002;
  2. Glazar, Przeżyć Treblinkę, [w:] „Karta. Kwartalnik historyczny”, red. Z.Gluza, nr 59, 2009;
  3. Friedlander, Czas eksterminacji, Warszawa 2010;
  4. A .J. Krzepicki, Człowiek uciekł z Treblinek… Rozmowy z powracającym, Warszawa 2017.

Zdj. Symboliczne pozostałości torów kolejowych prowadzących do niegdysiejszego obozu zagłady w Treblince (domena publiczna)

Opracowała Anna Kilian

Paweł Wieczorek – doktor nauk humanistycznych. Specjalność: historia najnowsza. Współpraca: United States Holocaust Memorial Museum w Waszyngtonie, Żydowski Instytut Historyczny oraz Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Żydów w Polsce. Laureat konkursu Żydowskiego Instytutu Historycznego na najlepszą pracę doktorską im. M.Bałabana (2014). Uczestnik międzynarodowego projektu badawczego „Pogromy Żydów na ziemiach polskich w XIX i XX wieku” (2013- 2016). Autor artykułów i książek. Zainteresowania badawcze: stosunki polsko – żydowskie po 1945 r., żydowskie ruchy społeczne i polityczne, mniejszości narodowe i etniczne w Polsce, zimna wojna, totalitaryzm. Nauczyciel w IV Liceum Ogólnokształcącym w Wałbrzychu.