Śmierć zdrajcom. Zamachy żydowskiego podziemia na niemieckich kolaborantów w getcie warszawskim
Konfidenci gestapo, funkcjonariusze żydowskiej policji, agenci „Trzynastki”. Niemal wszyscy niemieccy kolaboranci działali w warszawskim getcie bezkarnie aż do wielkiej akcji deportacyjnej. W jej apogeum, latem 1942 r., postrzelono komisarza Służby Porządkowej. Jak się okazało, była to dopiero przygrywka do kampanii wymierzonej w zdrajców narodu żydowskiego. Od jesieni tegoż roku, gdy za murem krzepło zbrojne podziemie, na ulicach zaczęły coraz częściej rozlegać się strzały komand likwidatorów.
Jakub Hirszfeld był gdańskim Żydem. Biegle mówił po niemiecku. Zapamiętano go jako elegancko ubranego mężczyznę o raczej nikczemnej posturze – niskiego, barczystego, z obwisłym brzuchem, siwymi włosami i nieodłącznymi okularami w złotych oprawkach. Dla osób postronnych, poza kontekstem getta warszawskiego, mógłby uchodzić za niegroźnego starszego pana. Jednak za murem był wszechwładnym kolaborantem, przechadzającym się po opustoszałej dzielnicy, pilnowanym przez uzbrojonego niemieckiego strażnika. Kierował stolarskim „szopem” Hallmanna, który znajdował się pod adresem Nowolipki 59.
Pierwszy raz podpadł Żydowskiej Organizacji Bojowej w styczniu 1943 r. Wówczas to, z polecania Hirszfelda, żydowscy strażnicy szopu (werkschutze) zatrzymali bojowca ŻOB Abrahama Zandmana. Młodzieniec – zresztą jak najbardziej słusznie – był podejrzany o oślepienie, przy pomocy kwasu, jednego z byłych żydowskich policjantów, pracujących w zakładzie. Ostatecznie konspiratorzy udaremnili plan wydania go Niemcom. Odbili go. W akcji brał udział sam dowódca ŻOB Mordechaj Anielewicz.
Jakieś dwa miesiące później cierpliwość podziemia wobec Hirszfelda wyczerpała się. Szop Hallmanna był likwidowany. Setki pracowników zakładu przeżywało dramat. Musieli sobie szukać innego azylu w getcie, ponieważ inaczej nie mogli tam legalnie funkcjonować. Tymczasem kolaborant działając zgodnie z wytycznymi Niemców, namawiał zdesperowanych Żydów, by zgłaszali się do wyjazdu na teren dystryktu lubelskiego. Jak wspomniał Jakub Putermilch – bojownik ŻOB, pracujący u Hallmanna – Hirszfeld opowiadał o obozach w Trawnikach i Poniatowej jakby to były letniska. Organizacja przestrzegała, by nie ulegać kłamliwej perswazji, której jedynym celem jest ułatwienie pracy katom Żydów. Jej akcja przyniosła skutek – niewiele osób z własnej woli zgłosiło się do „ewakuacji”. Ale los Hirszfelda był przypieczętowany – ŻOB wydał na niego wyrok śmierci.
Mimo zamknięcia szopu, zdrajca pozostał na terenie getta. Był tygodniami obserwowany przez bojowników podziemia. Rankiem 14 kwietnia 1943 r. grupa złożona z pięciorga żobowców przyszykowała na niego zasadzkę na opustoszałej ul. Smoczej. Hagit Putermilch stanęła na czatach pod domem o numerze 10. Naprzeciwko, w kamienicy pod 11-tką zaczaiło się czterech jej kolegów.
Gdy Hirszfeld z uzbrojonym niemieckim policjantem pojawili się w okolicach Smoczej 8, Hagit Putermilch dała bojowcom umówiony sygnał do ataku. Trzech z nich rzuciło się strażnika. Błyskawicznie wyrwali mu karabin i wciągnęli do bramy. Tymczasem Icchak Blusztejn sterroryzował bronią przerażonego kolaboranta. Pobieżnie obszukał go, zabierając mu dokumenty – w tym wystawiony przez gestapo glejt – a następnie strzelił mu z bliska w głowę. Hirszfeld padł martwy. Z kolei Niemca puszczono wolno nie chcąc prowokować zmasowanej akcji represyjnej, w której zginęłoby wielu ludzi.
Kierownik szopu Hallmanna był jednym z ostatnich sługusów okupanta zlikwidowanych przez podziemie w warszawskim getcie przed powstaniem. Należał do dziesiątek zdrajców, którzy wreszcie, po latach, zapłacili najwyższą cenę za krzywdzenie swoich ziomków.
Pierwszy był Szeryński
Do lata 1942 r. – czyli do wielkiej akcji deportacyjnej do obozu zagłady w Treblince – niemieccy kolaboranci, czy to żydowscy policjanci czy konfidenci gestapo, byli w getcie zupełnie bezkarni. Kres temu położyło dopiero pojawienie się za murem zbrojnego podziemia.
Żydowska Organizacja Bojowa w swoim statucie z grudnia 1942 r. napisała, że jednym z jej priorytetowych zadań jest „walka czynna z kierownikami szopów, grupowymi, gestapowcami jawnymi i tajnymi w imię ochrony mas żydowskich”. W rzeczywistości, gdy te słowa były spisywane, konspiratorzy z ŻOB mieli na swoim koncie już kilka udanych zamachów. Poprzedzał je nie całkiem udany debiut.
Pierwszym celem ŻOB, jeszcze w pierwszym okresie działalności, był komisarz Józef Szeryński, szef powszechnie znienawidzonej Żydowskiej Służby Porządkowej (ŻSP). W szczycie trwającej wielkiej akcji deportacyjnej – gdy jego ludzie wspierali Niemców, doprowadzając Żydów na Umschlagplatz – mieszkał w kamienicy na ul. Dzikiej 25. 21 sierpnia 1942 r. do drzwi jego lokum zapukał młody człowiek w czapce ŻSP. Był to Izrael Kanał, działacz Akiby i bojowiec ŻOB. Kobiecie, która mu otworzyła, młodzieniec powiedział, że chce rozmawiać z komisarzem. Gdy tylko Szeryński pojawił się, gość wypalił w jego głowę z pistoletu i rzucił się do ucieczki.
Kolaborant miał wyjątkowe szczęście. Został tylko ranny. Kula zamachowca przebiła jego lewy policzek i wyszła przez prawy, nie uszkadzając ani zębów, ani języka. Ostatecznie sam wybrał sobie datę śmierci. Popełnił samobójstwo, zażywając cyjanek potasu, 24 stycznia 1943 r. Tego wyboru nie miał jego zastępca 36-letni Jakub Lejkin, który de facto dowodził ŻSP podczas deportacji.
Izrael Kanał
Trzy strzały ze ściany
„Mały, komiczny człowieczek, który pasowałby bardziej do cyrku niż do dowodzenia policją. A może pasuje do obu? Swoją pracę wykonywał z uśmiechem na ustach, w dobrym nastroju i po knajacku. Dziś dostarczył tyle a tyle ‘łebków’ (Żydów na Umschlagplatz – red.), jutro dostarczy tyle a tyle – żyć nie umierać. Jego żadna kula jeszcze nie dosięgła” – wspominał Lejkina Jehoszua Perle, literat współpracujący z Oneg Szabat.
Koniec końców jednak sprawiedliwość dopadła funkcjonariusza wieczorem 29 października 1942 r. W akcji likwidacyjnej uczestniczyła trójka bojowców ŻOB: Margalit Landau, Mordechaj Growas i Eliahu Różański. Ten ostatni zaczaił się z bronią w ruinach domu pod adresem Gęsia 14. Tam – na paterze frontowej ściany – miał wywiercić specjalny otwór. Gdy Lejkin pojawił się w prześwicie, zamachowiec oddał do niego kilka strzałów. Policjant padł trupem na miejscu, trafiony dwoma kulami, a jego adiutant, Stanisław Czapliński został ranny.
„Dalsze kroki represyjne będą stosowane z całą bezwzględnością” – czytamy w komunikacie ŻOB wydanym zaraz po ataku. I faktycznie celownik żydowskiego ruchu oporu w następnej kolejności został skierowany na osobę Izraela Firsta – tęgiego blondyna o zupełnie niesemickich rysach, który oficjalnie pełnił funkcję kierownika wydziału gospodarczego w Judenracie. Nieoficjalnie był łącznikiem między żydowską administracją getta a gestapo.
Żobowcy obserwowali Firsta tygodniami, ponieważ wiele czasu spędzał on po „aryjskiej” stronie. Wreszcie trójka z nich – Dawid Szulman, Berl Braude i Sara Granatstein – dopadała go 29 listopada 1942 r. Kolaborant został zastrzelony pod domem na Muranowskiej 42, gdy szedł w towarzystwie jakieś kobiety.
Śmierć „żywej legendy”
Nie wszystkie decyzje o likwidacjach przychodziły konspiratorom łatwo. Tak było w przypadku 78-letniego Alfreda Nossiga – pozornie poczciwego staruszka, snującego się po ulicach getta ze spektakularnie długą siwą brodą. Zjawiskowy wygląd stanowił niejako emanację jego bujnego życiorysu. Był to wszechstronnie uzdolniony artysta – pisarz i rzeźbiarz – który nie stronił od aktywności politycznej. U zarania dziejów ruchu syjonistycznego spierał się o lokalizację budowy nowego państwa żydowskiego z samym Teodorem Herzlem. Młodzież stanowiąca trzon konspiracji w getcie, uważała go, jak pisał Icchak Cukierman, za „żywą legendę”. Jednak po pierwszym zbrojnym wystąpieniu ŻOB, czyli tzw. akcji styczniowej w 1943 r., nad Nossigiem zaczęły zbierać się ciemne chmury.
Informatorzy z ŻSP przekazali komendzie ŻOB, że w dniu akcji, 18 stycznia Nossig – mimo blokady wszystkich bram przez Niemców – opuścił teren getta. Po prostu wylegitymował się żołnierzom, a ci zasalutowali mu i pozwolili mu wyjść. Co więcej, konspiratorzy dowiedzieli się, że staruszek udał się wówczas wprost do siedziby gestapo w alei Szucha.
Z miejsca Cukierman, członek komendy ŻOB, zorganizował grupę, której zadaniem była obserwacja Nossiga. Należał do niej między innymi 13-letni Jakub Gutenbaum. Chłopiec całymi dniami wystawał w bramie domu przy Muranowskiej 44, w której sprzedawał papierosy na sztuki. Miał więc idealne warunki do poznawania codziennych zwyczajów inwigilowanego, mieszkającego po sąsiedzku w domu na Muranowskiej 42.
Wreszcie 22 lutego 1943 r. do mieszkania staruszka wdarło się trzech bojowców ŻOB: Zacharia Artstein, Abraham Drejer i Paweł Szwarcsztejn. Nossig początkowo padł na kolana i błagał ich o darowanie życia. Szybko jednak przeszedł do gróźb. Straszył napastników zemstą Niemców. – Brandt (Karl; szef referatu żydowskiego w warszawskim SD – red.) pomści moją krew! – powiedział, tym samym potwierdzając podejrzenia żobowców. Po chwili został zastrzelony.
Znalezione w ubraniu denata dokumenty, według Cukiermana, dobitnie potwierdziły jego zdradę. Lider ŻOB twierdził, że Nossig przygotował dla gestapo raport o nastrojach getcie po akcji styczniowej. Miał w nich sugerować okupantom, by w przyszłości nie traktowali tak brutalnie wywożonych Żydów na oczach ich współziomków, którzy zostawali w zamkniętej dzielnicy. „To może wywołać akcję oporu” – alarmował. Przyszłość pokazała, że miał słuszność. Tymczasem karząca ręka żydowskiej konspiracji uśmiercała kolejnych zdrajców. Za cyngiel pociągali nie tylko żobowcy.
Zacharia Artstein
Masakra na Świętojerskiej
Na kolaborantów „polowała” również organizacja prowadzona przez syjonistów-rewizjonistów, czyli Żydowski Związek Wojskowy (ŻZW). Niestety, ze względu na niewielką ilość zachowanych źródeł, dotyczących działalności tej grupy, nie jesteśmy w stanie wskazać wielu akcji likwidacyjnych przeprowadzonych jej członków.
Niewątpliwie w orbicie zainteresowania ŻZW znajdował się Lolek Skosowski – współpracownik gestapo i były agent „Trzynastki”, czyli niesławnego Urzędu do Walki z Lichwą i Spekulacją. Na przełomie lutego i marca 1943 r. – źródła różnie podają datę dzienną – on i jego towarzysze trafili na muszki ruchu oporu. Oto jak przebiegła ta akcja według Bera Baskinda:
„Na ulicy Świętojerskiej 34 panuje wielkie ożywienie. U notorycznego kolaboranta (Mietka – red.) Rosenberga odbywa się prawdziwe przyjęcie. Trzech mężczyzn i dwie kobiety siedzą przy suto zastawionym stole. Rozmawiają głośno i bez strachu. Hałaśliwie się śmieją. Czują nad sobą opiekę potężnych Niemców. Około trzeciej po południu dziesięciu uzbrojonych mężczyzn wtargnęło do mieszkania, krzycząc: ‘ręce do góry!’. Współbiesiadnicy podnieśli się i oszołomieni wysłuchali wyroku skazującego wszystkich pięcioro na śmierć. Dwie kobiety i jeden z mężczyzn zostali zabici na miejscu. Dwóch pozostałych mężczyzn zostało jedynie rannych”.
Zginęli: H. Mangiel, Lidia Radziejewska i Arek Wajntraub. Paweł Włodawski i Skosowski trafili do szpitala. Ten ostatni brał potem udział w tzw. aferze Hotelu Polskiego. Ostatecznie zginął z rąk kontrwywiadu AK jesienią 1943 r.
Inna ważną ofiarą rewizjonistów był niejaki Jerzy Firstenberg – oficer Służby Porządkowej pochodzący z Zagłębia Dąbrowskiego. Mężczyzna zdawał sobie sprawę, że podziemie ma go na celowniku ze względu na jego zachowanie w trakcie akcji deportacyjnej. Jak opisuje Cukierman, funkcjonariusz próbował się desperacko ratować. Obiecał członkom ŻOB, że pomoże zorganizować dostawę broni – tylko dlatego pozostawiono go przy życiu. A wtedy dopadli go zamachowcy ŻZW, którzy nic o sprawie nie wiedzieli. Zastrzelili go na Dzikiej.
Celne uderzenia?
Wśród innych znanych ofiar likwidatorów podziemia w getcie znaleźli się między innymi Mieczysław Brzeziński, dowódca ŻSP na Umschlagplatzu, czy konfidenci gestapo jak „Bubi Nubel” czy Misza Wald ps. „Pilotka”. Ilu kolaborantów ostatecznie zostało zgładzonych? Nie dysponujemy żadnymi danymi. Wydaje się, że mogło ich być co najmniej dwadzieścia.Zdaje się, że uderzenia ŻOB i ŻZW były celne. Gdy 19 kwietnia 1943 r. getto stanęło do ostatecznej walki, Niemcy byli zaskoczeni skalą oporu. Mieli więc mgliste pojęcia o czekających ich zmaganiach. To oznacza, że siatka ich konfidentów musiała być skutecznie sparaliżowana przez akcje likwidacyjne żydowskiego ruchu oporu.
Bibliografia:
- Engelking, J. Leociak, Getto warszawskie. Przewodnik po nieistniejącym mieście, Warszawa 2013
- Cukierman, Nadmiar pamięci. Seidem owych lat. Wspomnienia 1939-1946, Warszawa 2020
- Libionka, L. Weinbaum, Bohaterowie, hochsztaplerzy, opisywacze. Wokół Żydowskiego Związku Wojskowego, Warszawa 2011
- Gutman, Walka bez cienia nadziei. Powstanie w getcie warszawskim, Warszawa 1998
- Putermilch, In fire and snow. Memoirs of a ghetto fighter, 2019
- Relacja Jakuba Gutenbauma na stronie Zapis Pamięci (https://zapispamieci.pl/jakub-gutenbaum/), odczyt 21.09.2024
- Domena publiczna
- Żydowski Instytut Historyczny
- Ghetto Fighters’ House
- Archiwum Państwowe w Warszawie