Cztery i pół miesiąca w bunkrze. Historia Chaima Icela Goldsteina i jego towarzyszy.

1 sierpnia 1944 roku oddział Kedywu Okręgu Warszawskiego AK zdobył magazyny Waffen SS na Stawkach. Podczas akcji uwolniono około 50 żydowskich więźniów KL Warschau, wśród nich Chaima Icela Goldsteina, którego losy stały się jednym z wyjątkowych świadectw przetrwania w ruinach Warszawy. 

1 sierpnia 1944 roku w godzinach wieczornych powstańcy z Oddziału Dyspozycyjnego „A” Kedywu Okręgu Warszawskiego Armii Krajowej błyskawicznym atakiem zdobyli magazyny Waffen SS na Stawkach, wchodzące w skład kompleksu Umschlagplatzu. Zdobyte w ataku niemieckie mundury (słynne panterki) stały się znakiem firmowym powstańców z Grupy „Północ” AK. Dowodzeni przez por. Stanisława Janusza Sosabowskiego „Stasinka” (syna gen. Stanisława Franciszka Sosabowskiego, dowódcy 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej) powstańcy 
z Kedywu dokonali nieoczekiwanego odkrycia: w piwnicach szkoły na Stawkach znajdowało się kilkudziesięciu żydowskich więźniów KL Warschau, przywiezionych tego dnia przez Niemców do pracy w magazynach. 

Tak wspominał to „Stasinek”: Zbiegam na niższy poziom, szeroki korytarz kończy się dużymi drzwiami. Kolbami karabinów rozbijamy drzwi i wpadamy do środka. Sala gimnastyczna. Grupa młodych ludzi w pasiakach więziennych – jest ich może 50. Jak później dowiedzieliśmy się, byli to Żydzi z Węgier, używani do pracy niewolniczej na terenie składów. Są oni pilnowani w tej chwili przez dwóch esesmanów z karabinami. Jeszcze parę sekund i obaj esesmani nie żyją. Nie próbowali się bronić ani nie prosili o litość, której i tak by nie otrzymali.”

Wśród uratowanych Żydów znalazł się Chaim Icel Goldstein, warszawski robotnik, który w 1930 r. wyemigrował do Francji. Mieszkał w Paryżu i tam też został aresztowany przez Niemców, a następnie deportowany do Oświęcimia w czerwcu 1942 r. W Paryżu została jego żona i dwójka dzieci. W październiku 1943 r. został przewieziony do KL Warschau wraz z grupą ok 2 tysięcy Żydów z Grecji, Austrii, Francji, Belgii, Holandii i Węgier. Ich zadaniem było porządkowanie i usuwanie ruin warszawskiego getta. Niemcy wybierali do tego zadania wyłącznie Żydów pochodzących spoza Polski. Goldstein został przydzielony w Auschwitz do tej grupy dzięki niecodziennemu zbiegowi okoliczności – niemiecka biurokracja uznała go za obywatela francuskiego. W KL Warschau zachorował na malarię, którą zaraził się od greckich więźniów. Udało mu się przeżyć dzięki pomocy Polaka, który dostarczał mu chininę i żywność. Po wybuchu powstania warszawskiego, jako że władał biegle zarówno polskim jak i francuskim, Goldstein zgłosił się do pełnienia funkcji tłumacza pomiędzy powstańcami a Żydami z Gęsiówki.

Uwolnieni Żydzi z obozu KL Warschau, sierpień 1944 r. Domena publiczna.

Ci ostatni, wraz z uwolnionymi z głównego kompleksu KL Warschau – cztery dni później blisko 350 Żydami europejskimi – pełnili zadania pomocnicze: gasili pożary, budowali barykady, pomagali w powstańczych kuchniach i szpitalach. Wśród niewielkiej części, która mogła podjąć walkę zbrojną, nie zabrakło Goldsteina, który otrzymał pseudonim „Warszawiak”. Brał udział w walkach na Woli i Starówce, wielokrotnie unikając śmierci z rąk Niemców, a także – w jednym przypadku – uzbrojonych polskich antysemitów.
 

Po upadku Starówki Chaim, obawiając się ujawnienia swojej tożsamości,
wraz z szóstką innych ukrył się w bunkrze pod domem przy
ul. Franciszkańskiej 8. Schronienie wykopano w piwnicy pod zburzonym domem łącząc je dziewięciometrowym tunelem z systemem kanałów. Cudem uniknąwszy spalenia wraz z ruinami kamienicy, grupa stanęła wobec wyzwania, z jakim musiała się mierzyć większość warszawskich Robinsonów – jak zdobyć jedzenie oraz picie i uniknąć wykrycia?

Ulica Franciszkańska w Warszawie, 1945 r. Domena publiczna.

Grupa składała się z siedmiu osób: Ignacego, właściciela jatki na Pańskiej,  Jechezkiela, drobnego fabrykanta z Pragi i więźnia Pawiaka, Icchaka, studenta medycyny z Białegostoku, Daniela, osiemnastolatka z Belgii, więźnia Auschwitz oraz Samka, studenta chemii z Łodzi. Chana, studentka z Łodzi, była jedyną kobietą w tym gronie. Ona i Samek zakochali się w sobie jeszcze w łódzkim getcie. Wszyscy członkowie grupy mieli za sobą utratę rodzin i krewnych, pobyt w gettach i obozach i nie mieli złudzeń co czeka ich w przypadku odkrycia przez Niemców.
 

Przez kolejne 4 miesiące żydowscy Robinsonowie bytowali w swoim prowizorycznym schronieniu. Największą groźbę stanowiła dla nich możliwość odkrycia przez Niemców, którzy regularnie patrolowali okolicę. Żywność zdobywano podczas nocnych wypadów (gotowała Chana). Każde wyjście ze schronienia wiązało się z ryzykiem spotkania niemieckiego patrolu, co wielokrotnie się zresztą zdarzało. Niemcy zorientowali się, że mają do czynienia z ukrywającymi się, ale nie zdołali odnaleźć bunkra, choć nieraz znajdowali się dosłownie za jego ścianą. Ukrywających odnalazła natomiast zamieszkująca pobliską ruinę Polka, której towarzyszył głośno szczekający pies. Powstało ryzyko, że w razie schwytania kobieta mogłaby zdradzić ich kryjówkę. Jednak została zastrzelona przez Niemców następnego dnia. Jednym z najważniejszych wyzwań dla ukrywających się stanowił brak dostępu do wody pitnej. Początkowo filtrowano i gotowano wodę z kanału, później udało się znaleźć w kanałach miejsca, w których z powierzchni przeciekała czysta woda.
 

Kolejnym zagrożeniem były trwające nieustannie pojedynki artyleryjskie stacjonującej w bezpośrednim sąsiedztwie niemieckiej baterii z sowieckimi artylerzystami po drugiej stronie Wisły, a także sowieckie bombardowania.
 

Dzięki odnalezionym w pobliskich piwnicach zapasom żywności, piecykowi, lampie naftowej i innym użytecznym przedmiotom podziemna, wilgotna nora nabrała niemal domowego charakteru. Ukrywający się opracowali trzypunktowy regulamin, w którym zawarli zasady podziału żywności (trójka najmłodszych otrzymywała podwójne porcje ze względu na wiek, pozostali dzielili się po równo), zachowywania ciszy w dzień i obowiązek zachowania w tajemnicy istnienia kryjówki nawet w sytuacji schwytania przez Niemców. Skonstruowano także prowizoryczną latrynę.
 

Najtrudniejsza do zniesienia dla ukrywających się była nieustannie wisząca nad nimi groźba śmierci, która w połączeniu z dźwiganym przez każdego indywidualnie bagażem przeżyć czyniła ogromne spustoszenie w ich psychice. Pomocny okazał się dostęp do kanału, w którym można było „spacerować” kiedy przebywanie w bezruchu za dnia stawało się nie do zniesienia. Jak na ironię to właśnie z kanału nadeszło kolejne potencjalne zagrożenie: wprawdzie Niemcy nie zdołali znaleźć Robinsonów, udało się to jednak powstańcom z AK. Okazało się, że niedaleko kryjówki ukrywa się czterech bojowników ze Starego Miasta, którzy także zdecydowali się schronić w kanałach. Obie grupy odnosiły się do siebie życzliwie i przez jakiś czas regularnie odwiedzały się wzajemnie, co bardzo podniosło ich morale. Jeden z ukrywających się Polaków, Kazik, przeniósł się nawet na stałe do schronu grupy Goldsteina, gdyż panująca w kanałach wilgoć pogłębiała jego zły stan zdrowia. Gdy przypadkiem wyszło na jaw, że Kazik, jedyny Polak w dotąd przecież całkowicie żydowskiej grupie, jest w dodatku katolickim księdzem, pojawiły się niepokoje, które złagodził dopiero wspólnie spędzony czas.
 

Kolejnymi niespodziewanymi gośćmi był patrol powstańczy z Żoliborza, prowadzący zwiad kanałami w kierunku Wisły. Powstańcy zaproponowali przeprowadzenie ukrywających się do nadal stawiającej opór Niemcom dzielnicy. Z zaproszenia skorzystali ukrywający się nieopodal Polacy (z wyjątkiem Kazika, który pozostał w bunkrze) oraz Chaim i Daniel.  W obliczu zbliżającej się kapitulacji powstania dwaj ostatni wrócili jednak po kilku dniach do kryjówki, wyposażeni w zapasy i nową motywację do dalszego przetrwania. Ta ostatnia bardzo im się przydała, gdy ksiądz Kazik zachorował na tyfus. Ryzyko zarażenia spowodowało kolejny wzrost i tak już niemałej nerwowości w grupie, jednak zgodnie postanowiono ratować chorego za wszelką cenę. Icchakowi i Danielowi udało się odnaleźć w jednej z piwnic lekarstwa.
 

Na ukrywających się spadały kolejne plagi; do gnębiących ich rojów much dołączyły stada szczurów, dokuczał im także listopadowy chłód. Wybudowanie w bunkrze porządnego pieca okazało się remedium przynajmniej na ten ostatni problem. Pomogło także odnalezienie w gruzach kilku kołder. Wszyscy z lękiem oczekiwali jednak nadejścia śnieżnej zimy, która uniemożliwić miała poruszanie się po ulicach. Pozostawione ślady mogłyby wszak doprowadzić Niemców do kryjówki.
 

Grupa Goldsteina nie była jedyną ukrywającą się w okolicy – pewnej nocy poszukiwacze żywności natknęli się na inną grupę żydowską, która walczyła w powstaniu w szeregach AL,. a po kapitulacji ukrywała się w bunkrze na Koźlej. Także i w tym przypadku regularne odwiedziny pomogły obu grupom w poprawie nastrojów. Kryjówka na Koźlej została jednak wkrótce potem odkryta przez Niemców.
 

Opady śniegu odcięły całkowicie grupę od świata na powierzchni. Aby nie zostawiać śladów, musieli zrezygnować z opuszczania bunkra i polegać na skromnych zapasach żywności. Długotrwałe przebywanie grupy ludzi w ograniczonej przestrzeni nieuchronnie powodowało napięcie psychiczne, wiążące się także z obecnością w ich gronie atrakcyjnej, sympatycznej dziewczyny. Na szczęście Chana była dla członków grupy przede wszystkim źródłem humoru, domowego ciepła i opieki a obecność jej ukochanego zapobiegała możliwym komplikacjom.
 

Nieoczekiwaną pomoc w przetrwaniu zimy przyniósł ukrywającym się jeden ze znajomych im członków patrolu AK z Żoliborza, który z obozu przejściowego w Pruszkowie trafił z powrotem w ruiny Warszawy, jako kierownik komanda poszukującego cennych dla Niemców materiałów. Mimo obaw ukrywających się, akowiec nazwiskiem Bednarski nie tylko nie wydał ich Niemcom, ale kilkakrotnie dostarczył im żywność a nawet gazety. Nieco złagodziło to nieustanny strach i poczucie osamotnienia, z jakimi borykali się członkowie grupy. Jego wizyty dobiegły jednak końca wraz z zakończeniem prac komanda i ukrywający się znowu byli sami.
 

Powodowani desperacją, podjęli próbę przedostania się kanałem do Wisły, celem pokonania jej po lodzie. Uszyli sobie nawet maskujące stroje z prześcieradeł, jednak poziom wody w kanałach nad rzeką uniemożliwił wydostanie się na brzeg. W przetrwaniu tych najtrudniejszych tygodni bardzo pomogło odnalezienie w ruinach gąsiorka z wódką, która pomogła ukrywającym się doczekać wkroczenia do ruin Warszawy wojsk radzieckich.
 

Wszyscy mieszkańcy bunkra na Franciszkańskiej, włącznie z księdzem Kazikiem, przetrwali wojnę i Zagładę, w przeciwieństwie do wielu innych grup warszawskich Robinsonów. Dopomogły im szczęście, okresowa pomoc ze strony przypadkowych Polaków i dobrze przygotowane schronienie. Z pewnością istotnym czynnikiem była możliwość względnie bezpiecznego poruszania się po kanałach, dzięki czemu oprócz dostępu do wody pitnej ukrywający się mogli także zażywać swoistego rodzaju ćwiczeń fizycznych, a także odrobiny tak pożądanej nieraz w grupach samotności. Skodyfikowanie zasad panujących w bunkrze zapobiegło wielu potencjalnym konfliktom, istotną rolę odegrała także Chana, która przyjęła na siebie funkcję opiekunki domowego ogniska. Najważniejszym jednak aspektem mobilizującym ukrywających się była nieustanna konieczność walki o przetrwanie. Chaim Goldstein ujął to w następujący sposób:

„Zdawało mi się, że ta codzienna walka o przetrwanie była dla nas błogosławieństwem, bo nie pozwalała nam na bierność, nieustannie zmuszała nas do wyostrzenia uwagi, gimnastykowania umysłu, ćwiczenia inwencji. Kto wie, czy bez tych wszystkich trudności i niebezpieczeństw nie zwariowalibyśmy w tym ciemnym, przepełnionym, cuchnącym schronie.
 

Chaim Goldstein po wojnie powrócił do Francji i odnalazł swoją rodzinę. Swoje doświadczenia opisał w książce „Zibn in a bunker” (Siedmioro w bunkrze), opublikowanej także w Polsce pod tytułem „Bunkier”.
 

Bibliografia:
Engelking B., Libionka D. „Żydzi w powstańczej Warszawie”, Warszawa 2009.
Goldstein Ch. „Bunkier”, Warszawa 2006.
Rutkowski A. „Le camp de concentration pour Juifs à Varsovie (19 juillet 1943-5 août 1944) ”, Paryż 1993.
Studniarek M., „ Ludzie ukrywający się w gruzach Warszawy po upadku powstania w 1944 roku”, Warszawa 2022.