Robinsonowie warszawscy
Robinsonami warszawskimi przyjęło się nazywać osoby, które ukrywały się przed Niemcami od upadku powstania warszawskiego (w przypadku niektórych początek ukrywania się przypada na okres, kiedy powstańcze walki jeszcze trwały) do zajęcia Warszawy przez jednostki Armii Czerwonej i I Armii Wojska Polskiego, 17 stycznia 1945 r.
Dlaczego Robinsonowie?
Robinson Crusoe, bohater powieści Daniela Defoe, to rozbitek przebywający na bezludnej wyspie. Powieści popularnej i wielokrotnie wznawianej w przedwojennej Polsce, a nawet podczas okupacji. Michał Studniarek, autor monografii o Robinsonach, zastanawiając się, dlaczego tak właśnie zaczęto nazywać ukrywających się, zwraca uwagę na jeszcze jeden trop. W 1937 r. Antoni Słonimski wydał powieść fantastyczno-naukową Dwa końce świata. Jej głównym bohaterem jest Henryk Szwalba, księgarz, który przypadkowo ocalał w Warszawie po zagładzie prawie całej ludzkości i żyje samotnie w pustym mieście. Warszawa z powieści Słonimskiego nie jest zniszczona. Szwalba jest jednak określany właśnie jako warszawski Robinson.
Także sami ukrywający się porównywali swój los do losu Robinsona Crusoe. We wspomnieniach najbardziej znanego spośród nich, Władysława Szpilmana, czytamy:
„Dziś byłem tak samotny, jak chyba żaden inny człowiek na świecie. Gdy Defoe tworzył idealny obraz samotnego człowieka – Robinsona Cruzoe – pozostawił mu nadzieję na kontakt z ludźmi i Robinson mógł się cieszyć na samą myśl o takim spotkaniu, mogącym nastąpić każdego dnia, podtrzymując się tym cały czas na duchu. Ja zaś od otaczających mnie ludzi – gdy się zbliżali – musiałem uciekać, kryć się przed nimi w obawie przed śmiercią. Jeśli miałem przeżyć, musiałem być samotny, bezwzględnie samotny”.
Dopowiedzmy od razu, że owo doświadczenie „bezwzględnej samotności”, które rzeczywiście stało się udziałem Szpilmana, nie było typowe. Większość osób ukrywała się ale w kilku-, czasem nawet kilkunasto- albo kilkudziesięcioosobowych grupach. O ukrywających się mówiono również jako o „jaskiniowcach”, „bunkrowcach” albo „gruzowcach”. Oni sami także te nazwy stosowali. Jednak to właśnie określenie „Robinsonowie” stało się terminem używanym najpowszechniej.
Warszawa po upadku powstania
Akt kapitulacji powstania warszawskiego przewidywał opuszczenie miasta zarówno przez powstańców, jak i całą ludność cywilną. Niemcy planowali wywieźć z Warszawy wartościowe mienie, zburzyć miasto, wybudować fortyfikacje i stworzyć w Śródmieściu twierdzę, zdolną do zaciekłej obrony przed Armią Czerwoną. 14 listopada 1944 r. dowódca SS i policji dystryktu warszawskiego Paul Otto Geibel wprowadził całkowity zakaz wstępu do miasta. Wokół Warszawy stworzono sieć posterunków, a dostać się do niej można było jedynie za okazaniem specjalnej przepustki wydanej przez policję lub komendanta twierdzy. Już wcześniej zresztą, 10 października, Niemcy opublikowali ulotkę informującą o tym, że niedozwolone jest wchodzenie do Warszawy w celu poszukiwania zaginionych członków rodziny lub pozostawionego mienia.
18 listopada 1944 r. gen. Smilo von Lüttwitz, dowódca niemieckiej 9 Armii, która otrzymała zadanie wybudowania fortyfikacji i obrony Twierdzy Warszawa, wydał rozkaz przeszukania ruin. Chodziło o wyłapanie szabrowników oraz ukrywających się. Niemcy podejrzewali, że mogły one utrzymywać kontakt ze znajdującymi się po praskiej stronie Wisły oddziałami sowieckimi i polskimi, przekazywać im informacje i podjąć próby działań dezorganizujących niemiecką obronę. Za przebywanie w mieście bez niemieckiego zezwolenia groziła odtąd śmierć, choć w praktyce losy osób schwytanych przez Niemców bywały różne. Wiele zamordowano. Niektórzy jednak kierowani byli do prac przymusowych lub wysyłani do obozu przejściowego w Pruszkowie, w którym przebywali warszawiacy wygnani z miasta po powstaniu.
Po opuszczeniu Warszawy przez powstańców i ludność cywilną miasto nie pozostało całkowicie puste. Pomimo zakazów, w ruinach pojawiali się szabrownicy. Po mieście poruszały się też patrole niemieckie przeszukujące budynki i podpalające lub wysadzające w powietrze te, z których zrabowano już przedstawiające wartość przedmioty. Trwały prace fortyfikacyjne i zakładanie min. W kilku miejscach, m.in. przy ulicach Sokołowskiej, Puławskiej i w budynku sądów na Lesznie, Niemcy przetrzymywali w sumie kilka tysięcy osób, które zatrudniano przy pracach związanych z grzebaniem zwłok, rozbieraniem barykad i grabieżą mienia. Do prac tych przywożono również grupy mężczyzn z obozu przejściowego w Pruszkowie. Robinsonom zdarzały się spotkania z tymi ludźmi.
Robinsonowie: kim byli i ilu ich było?
Liczebność grupy Robinsonów jest trudna do ustalenia. Maciej Kledzik w poświęconym im haśle w Wielkiej ilustrowanej encyklopedii Powstania Warszawskiego szacował ją na 2 tys. osób. Krzysztof Dunin-Wąsowicz w książce o okupacyjnych losach stolicy pisał o kilkuset osobach. Studniarek uważa, że Robinsonów było około 1100, zastrzegając, że jest to szacunek obarczony dużym ryzykiem błędu. Informacje o blisko 240 spośród nich są na tyle fragmentaryczne, że nie sposób ustalić ich narodowości. Prawie 580 osób, a więc co najmniej połowę wszystkich ukrywających się, stanowili Żydzi. Pozostali byli Polakami i bardzo nieliczną grupą żołnierzy Armii Czerwonej – liczącą zbiegłych z niewoli jeńców i skoczków spadochronowych.
Okupacyjne losy żydowskich Robinsonów różniły się od siebie. Znajdowali się wśród nich zarówno ludzie, którzy przeszli przez getto w Warszawie lub w innych miastach i na jakimś etapie wydostali się z nich. Byli także tacy, którzy przez cały okres okupacji przebywali po tzw. aryjskiej stronie. Byli też uwolnieni przez powstańców więźniowie obozu koncentracyjnego na Gęsiówce. Część Żydów brała udział w powstaniu warszawskim z bronią w ręku lub – częściej – pełniąc służbę pomocniczą. W gruzach pozostali ci, którzy ze względu na tzw. zły wygląd obawiający się denuncjacji, nie zdecydowali opuścić miasta z powstańcami lub ludnością cywilną.
Aleksandra Sołowiejczyk-Guter tak relacjonowała moment, kiedy usłyszała od oficera dowodzącego powstańczym szpitalem, w którym pracowała podczas powstania, że nie powinna wychodzić z miasta, ponieważ ktoś z jej towarzyszy walki może donieść Niemcom o tym, że jest Żydówką: „Nagle znowu otworzyła się czarna przepaść. Po dniach oszołomienia, po dniach wolności, gdy głupia łudziłam się, że znowu jestem równym innym człowiekiem, jestem z powrotem zepchnięta do roli ściganego zwierzątka, sama, niepotrzebna, zraniona jeszcze jednym bolesnym doświadczeniem, zamiast przyszłości mam przed sobą otchłań. Ludzie naokoło mnie już godzą się z nową perspektywą, już zastanawiają się nad nowym życiem w obozach, już jestem jakby wyłączona z ich środowiska. Przyjaciele patrzą z politowaniem i odwracają oczy. «Tak, twoja sytuacja jest naprawdę trudna». Są tacy, którzy patrzą na mnie ze złośliwym uśmieszkiem. Towarzysze broni, psiakrew!”.
Wśród polskich Robinsonów byli powstańcy, którzy zostali odcięci od swoich oddziałów podczas walk lub którzy po kapitulacji powstania nie chcieli pójść do niemieckiej niewoli, nieliczni żołnierze I Armii Wojska Polskiego, którzy uczestniczyli w desantach przez Wisłę, a także cywile, którzy nie zaufali zapewnieniom Niemców o humanitarnym traktowaniu ludności. W mieście pozostała też pewna liczba osób, które nie mogły go opuścić ze względu na wiek, chorobę lub odniesione rany.
Dla niektórych Robinsonów ukrywanie się zaczęło się już w sierpniu 1944 r. Należeli do nich Żydzi i Polacy przebywający na Woli, Ochocie czy w Śródmieściu Południowym, w pobliżu tzw. „dzielnicy policyjnej”, a więc w tych częściach miasta, które Niemcy opanowali w pierwszych dniach walk i gdzie przeprowadzali masowe egzekucje ludności cywilnej. Nie wszyscy Robinsonowie przebywali w Warszawie do wkroczenia Armii Czerwonej i Wojska Polskiego w styczniu 1945 r. Byli tacy, którym udało się przedostać na praski brzeg Wisły, przekraść przez niemieckie posterunki lub opuścić miasto z grupami robotników. Niektórzy otrzymywali pomoc z zewnątrz. Grupę bojowców Żydowskiej Organizacji Bojowej, w której znajdowali się m.in. Cywia Lubetkin, Icchak Cukierman i Marek Edelman, ukrywających się przy ulicy Promyka na Żoliborzu, udało się ewakuować dzięki pomocy pracowników szpitala Czerwonego Krzyża w Boernerowie.
Życie w ukryciu
Część Robinsonów przygotowywała sobie kryjówki jeszcze przed upadkiem powstania warszawskiego. Osoby, którym udało się zbiec przed egzekucją albo które – ranne – przeżyły rozstrzelanie, chowały się często pod wpływem szoku w przypadkowych miejscach. Nawet ci, którzy planowali ukrywanie się, nie byli przygotowani na to, że potrwa ono kilka miesięcy. Podstawowymi problemami, wobec których stawali, był głód i brak wody. Gdy nadeszła jesień, a potem zima – również zimno. Ukrywający się często penetrowali w związku z tym ruiny w poszukiwaniu zapasów. Ich położenie dodatkowo pogorszyło się, kiedy spadł śnieg. Opuszczanie kryjówki stało się wówczas jeszcze bardziej ryzykowne, ponieważ pozostawione ślady mogły doprowadzić do niej patrolujących miasto Niemców.
Wśród ukrywających się dominowały osoby młode i w średnim wieku. Znajdowały się jednak w tej grupie także dzieci i osoby starsze. Również przekrój społeczny Robinsonów był bardzo zróżnicowany: ukrywały się osoby należące do wszystkich warstw. Wśród Żydów dominowali dobrze mówiący po polsku i mający kontakty wśród Polaków – te osoby miały największe szanse przetrwać w Warszawie do wybuchu powstania w 1944 r. Najwięcej osób ukrywało się w Śródmieściu, szczególnie w okolicach ulic Pańskiej, Twardej, Śliskiej, Siennej i Złotej. Było tam sporo niezniszczonych kamienic, z nierozszabrowanymi mieszkaniami i piwnicami, w których można było znaleźć żywność. Wyprawy w poszukiwaniu jedzenia podejmowano przeważnie po zmroku. Większość ukrywających spała w dzień, a opuszczała kryjówki czy gotowała posiłki pod osłoną nocy.
Niektórzy z Robinsonów posiadali broń. Uczestnicy powstania warszawskiego zachowywali nieraz własną. Cywile, otrzymywali ją czasem od opuszczających miasto powstańców. Służyła ona przede wszystkiem samoobronie. Nie podejmowano raczej akcji antyniemieckich, choć zdarzały się wyjątki. Istnieją świadectwa mówiące o zasadzkach organizowanych przez grupę czerwonoarmistów. Wiemy o kilku ukrywających się, którzy w pojedynkę urządzali „polowania na Niemców”, motywowani głównie chęcią zemsty. „Ares”, nieuchwytny mściciel, powstaniec, który nie złożył broni i po kapitulacji powstania nadal samotnie walczył przeciw Niemcom był kreacją literacką Wacława Gluth – Nowowiejskiego z jego książki Nie umieraj do jutra. Jego postać utkana została jednak z opowieści krążących wśród osób ukrywających się w gruzach.
W skrajnie trudnych warunkach, pomimo głodu, pragnienia i poczucia zagrożenia, podejmowano różne formy aktywności intelektualnej i artystycznej. Uwolniony z Gęsiówki Dawid Fogelman, którego kryjówka znajdowała się przy nieistniejącej dziś ul. Szczęśliwej (łączyła ona ulicę Dziką i Parysowską) pisał wiersze. Mieszkańcy kryjówki przy ul. Prostej 12 przygotowywali Dziennik Szeptanii – ręcznie przepisywane pisemko satyryczne. Henryk Beck, pochodzący ze Lwowa lekarz, w czasie powstania warszawskiego komendant szpitala przy Siennej 59, ukrywający się potem wraz z kilkudziesięcioma innymi osobami w bunkrze pod zburzoną kamienicą przy Siennej 20/22, przez cały czas rysował i malował. Piórkiem, tuszem i akwarelą na dostępnych skrawkach papieru przedstawiał sceny z codziennego życia w ukryciu. Pozostający w izolacji od innych ludzi Władysław Szpilman – odtwarzał w pamięci swoje kompozycje.
Nie wiemy, ilu Robinsonów przeżyło. Zwykle mówi się ostrożnie o kilkuset. Często ginęli z rąk Niemców. Warunki, w których przebywali sprawiały jednak, że umierali też z powodu głodu, chorób, odniesionych ran bądź z wycieńczenia. Przebywanie w niezabezpieczonych w żaden sposób ruinach sprzyjało wypadkom. Zdarzały się kończące się tragicznie upadki z dużej wysokości. Wiemy też o zgonach w wyniku zawalenia się naruszonych fragmentów konstrukcji budynków.
PamięćLosy ludzi ukrywających się w gruzach frapowały. Pierwsze prasowe doniesienia o „jaskiniowcach”, którzy przetrwali w Warszawie, pojawiły się jeszcze w styczniu 1945 r. Wspomnienia Władysława Szpilmana, obejmujące okres powstania warszawskiego i późniejszego ukrywania się w ruinach, opracowane literacko przez Jerzego Waldorffa ukazywały się w odcinkach w tygodniku „Przekrój” latem 1946 r. Publikowany w „Przekroju” cykl został następnie wydany w formie książkowej jako Śmierć miasta. Wspomnienia Szpilmana zainspirowały Czesława Miłosza i Jerzego Andrzejewskiego do napisania scenariusza filmu Robinson warszawski. Jego główny bohater, Rafalski, ratuje życie i zakochuje się w dziewczynie imieniem Krystyna, która jednak odchodzi od niego z młodym powstańcem Andrzejem. Rafalski zostaje sam pośród ruin, by w końcu zginąć od przypadkowej kuli tuż przed wyzwoleniem miasta. Miłosz pisał, że historia ta miała dla niego bardzo uniwersalny wymiar. Pokazywała samotność człowieka żyjącego na ruinach zniszczonej wojną cywilizacji. Zdjęcia do filmu ruszyły w 1948 r. Scenariusz wielokrotnie przerabiano. Pojawili się w nim bojowcy Armii Ludowej, próbujący się przedostać za Wisłę, sceny ze sztabu niemieckiego, w którym podejmuje się decyzję o zagładzie Warszawy i ze sztabu I Armii Wojska Polskiego, do którego dociera zgoda Stalina na szturm na miasto. Dodano postać bohaterskiego sowieckiego radiotelegrafisty, utrzymującego łączność z praskim brzegiem Wisły i w końcu – kierującego na siebie ogień własnej artylerii w kluczowym momencie zdobywania Warszawy. Przede wszystkim zaś zmieniono tytuł filmu: w grudniu 1950 r. wszedł do kin jako Miasto nieujarzmione. Mieścił się w kanonach obowiązującego już wtedy socrealizmu. Na festiwalu filmowym w Karlovych Varach w 1951 r. otrzymał wyróżnienie specjalne „za przedstawienie walki narodu polskiego z hitlerowskim okupantem i za przypomnienie faszystowskich zbrodni, co umacnia nas w walce o utrzymanie światowego pokoju”. Pierwotna koncepcja Miłosza i Andrzejewskiego o samotności człowieka wobec katastrofy cywilizacji została całkowicie zatarta. Mimo ideologizacji, film miał jednak swoją rolę w utrwalaniu pamięci o ukrywających się.
Mieli ją również dziennikarze. Wacław Gluth – Nowowiejski, powstaniec, który sam był Robinsonem, jako dziennikarz „Kuriera Polskiego” zainicjował na początku lat siedemdziesiątych akcję zbierania wspomnień osób, które – tak jak on – ukrywały się w gruzach. Wspomniana wyżej, napisana przez niego książka Nie umieraj do jutra w fabularyzowanej formie przedstawia ich historie. W czasach Polski Ludowej doczekała się dwóch wydań. W 2019 r. wznowiono ją po raz trzeci. O Robinsonach przypominano zwykle w rocznicowych artykułach publikowanych około 17 stycznia. Traktowano ich losy nie jako symbol klęski cywilizacji, jak chciał Miłosz, ale niezłomności warszawiaków. Chętnie pisano z patosem o tym, że dzięki Robinsonom Warszawa nigdy nie stała się miastem martwym. Do kultury popularnej temat Robinsonów wprowadził film Romana Polańskiego „Pianista” z 2002 r. i kolejne wydania rozszerzonej wersji wspomnień Szpilmana pod tym samym tytułem, które stały się kanwą filmu. Na wnikliwsze badania naukowe nad ich doświadczeniami trzeba było jednak poczekać jeszcze dłużej, do ostatnich kilkunastu lat.
Bibliografia
- Krzysztof Dunin-Wąsowicz, Warszawa w latach 1939-1945, Warszawa 1984.
- Barbara Engelking, Dariusz Libionka, Żydzi w powstaniu warszawskim, Warszawa 2009.
- Wacław Gluth-Nowowiejski, Nie umieraj do jutra, Warszawa 1975, 1982, 2019.
- Wacław Gluth-Nowowiejski, wywiad dla Archiwum Historii Mówionej Muzeum Powstania Warszawskiego, 20.02.2007: https://www.1944.pl/archiwum-historii-mowionej/waclaw-gluth-nowowiejski,1054.html
- Maciej Kledzik, Robinsonowie warszawscy, w: Wielka ilustrowana encyklopedia Powstania Warszawskiego, t. 2, Polityka, kultura, społeczeństwo, red. nauk. Piotr Rozwadowski.
- Antoni Słonimski, Dwa końce świata, Warszawa 1937.
- Michał Studniarek, Robinsonowie. Ludzie ukrywający się w gruzach Warszawy po upadku powstania w 1944 roku, Warszawa 2022.
- Władysław Szpilman, Pianista. Warszawskie wspomnienia 1939–1945, wstęp i oprac. Andrzej Szpilman, fragmenty pamiętnika Wilm Hosenfeld, posłowie Wolf Biermann, wyd. 4, Kraków 2018.
- Władysław Szpilman, Śmierć miasta. Pamiętniki Władysława Szpilmana 1939-1945, oprac. Jerzy Waldorff, Warszawa 1946.
- Piotr Zwierzchowski, Zapomniani bohaterowie. O bohaterach filmowych polskiego socrealizmu, Warszawa 2000.