Pogrom wielkanocny

„W akademickim kościele św. Anny grób Chrystusa: krzyż połamany, nastrój grozy, pożar oświetla scenę konania. Pobożny lud patrzy z bólem serca – gdy w te same dni młodzi, gnani żądzą rabunku lub strachu, słuchając podszeptów «huzia na Żydów», czyhali na łatwe, ukrywające się ofiary podwójnego bestialstwa” – zapisała w dzienniku pisarka, Aurelia Wyleżyńska, opisując Święta Wielkanocne w 1940 r. Od Wielkiego Piątku, który w 1940 r. wypadał 22 marca, przez kilka dni na ulicach dochodziło do wystąpień antysemickich przy biernej postawie większości gapiów.

Wydarzenia z końca marca 1940 r. nie były jednak pozbawione precedensu. Już od pierwszych tygodni okupacji niemieckiej w Warszawie dochodziło do aktów przemocy przeciwko Żydom, zarówno ze strony Niemców, jak i Polaków. Od jesieni 1939 r. okupanci wykorzystywali swoją władzę do upokarzania schwytanych Żydów. W pamiętnikach z tego okresu dowiadujemy się o licznych wypadkach, gdzie nakazywano Żydom wykonywanie ćwiczeń fizycznych, aż do zasłabnięcia, śpiewania piosenek chwalących władzę nazistowską (tekst jednej z nich, której wykonywanie często nakazywano robotnikom przymusowym, mówił: „Hitler złoty nauczył nas roboty”), czy goleniu bród religijnych Żydów. Takie sceny budowały przekonanie, że Żydzi są wyjęci spod prawa. Korzystali z tego pospolici przestępcy okradający przedsiębiorstwa oznaczone gwiazdą Dawida, a także ideowi antysemici – atakujący Żydów na ulicach miasta. Do dzisiaj nie udało się ustalić, czy władze niemieckie dodatkowo zachęcały do aktów przemocy antysemickiej, czy też ograniczały się do cichego przyzwolenia na nie.

Fotografia przedstawiająca starszego, pobitego Żyda.

Fotografia przedstawiająca starszego, pobitego Żyda | Zbiory MGW

Na przełomie stycznia i lutego 1940 r. wielu autorów wspominało falę przemocy na ulicach Warszawy. Ludwik Landau pisał: „metodą walki politycznej zastosowaną przez okupantów jest pobudzanie awantur antysemickich. Trwają one – połączone z biciem i grabieniem Żydów – od kilku dni, dziś [28 I 1940 r. – MG] jednak przybrały wielkie rozmiary. Niestety, ludność daje się prowokować dość łatwo”. Wtórował mu żydowski nauczyciel, Chaim Aron Kapłan pisząc: „W żadnym narodzie nie brakuje chuliganów, i właśnie w nich okupant znalazł dogodne narzędzie. Dał im sygnał, że Żydzi są poza prawem. Władze nie będą zwracać uwagi, o ile poszkodowanymi będą Żydzi. Sugestia chuliganom wystarczyła. W ostatnich dniach nie ustają napady na Żydów w biały dzień. […] Rozbój i przemoc w każdym domu – i nie masz do kogo skierować się z wołaniem”. W kilku relacjach wspominano biorącą udział w napaściach kobietę, określaną mianem „wariatki” i „obłąkanej”, która miała stać na czele bandy młodzieży i bić Żydów kijem. Przewodniczący Rady Żydowskiej, Adam Czerniaków, który widział jak „gromada łobuziaków, która od kilku dni bije Żydów, defilowała przed Gminą, wybijając szyby naprzeciwko”, zainterweniował u zastępcy niemieckiego dowódcy Policji Porządkowej Maxa Daume, który zbył go odpowiadając „Informuję, że wydałem zalecenia, które uważałem za konieczne”. Na marginesie można dodać, że Max Daume był jednym z okrutniejszych zbrodniarzy pierwszego okresu okupacji i osobiście odpowiadał za zbrodnię w Wawrze, gdzie w końcu 1939 r. rozstrzelano przeszło setkę cywilów.

W kolejnych tygodniach wystąpienia antysemickie były wciąż na porządku dziennym. Wielu z ówczesnych diarystów pisało o chuligańskich wybrykach polskich chłopców w wieku szkolnym czy, wyżej wspomnianej, brutalnej antysemitki, nazywanej niekiedy „upiorem Warszawy”, która miała bić Żydów rękawiczką, do której włożyła kamień. Mimo to doszło do pewnego uspokojenia nastrojów, a wielu warszawiaków z nadzieją patrzyło na przyszłość. Aurelia Wyleżyńska pisała „łudzimy się: im słoneczko wyżej, tym Sikorski bliżej”. Także Emanuel Ringelblum z optymizmem pisał „Stosunek polskiej inteligencji do Żydów znacznie się poprawił”. Ten względny spokój miał utrzymać się do połowy marca, kiedy rozpoczęły się przygotowania do chrześcijańskiej Wielkanocy i żydowskiego Purim.

Przygotowania do świąt przebiegały w dość nerwowej atmosferze. Prasa konspiracyjna w marcu kilkukrotnie ostrzegała przed niemieckimi prowokacjami, a opóźniające się dostawy żywności do miasta budziły zrozumiałe zdenerwowanie u ludzi kupujących zapasy na święta. Przez to, że w sklepach panowały pustki, większość handlu odbywała się na targowiskach i ulicznych straganach. Szczególnie ożywienie handlu nastąpiło od czwartku, 21 marca, wraz z nadejściem odwilży. Nawet w Wielką Sobotę, kiedy tradycyjnie większość ludzi powinna być w domach i przygotowywać się do świąt, Ludwik Landau pisał “na ulicach ożywiony ruch”. Ponadto, jak zwrócił już uwagę Tomasz Szarota, powszechna wówczas narracja o współwinie Żydów za śmierć Chrystusa przekładała się na łatwość w podburzaniu antysemickich nastrojów w okresie świątecznym.

Źródła nie są zgodne co do daty rozpoczęcia wystąpień antyżydowskich w marcu. Większość sugeruje, że dochodziło do nich od Wielkiego Piątku (22 marca). Tego dnia Aurelia Wyleżyńska zanotowała: „W śródmieściu grasuje herod-baba, na wpół męski strój, zamiast buławy – kij. Za nią podrostki: «Hejże na Żyda!» Zyskują sankcję u przechodzących ulicami Niemców. Jakaś pani z opaską na ramieniu uderzona silnie pada w błoto. Ktoś ją broni. «Czy pani jest adwokatem żydowskim? Ile zapłacili?»”. Prawdopodobnie „herod-baba” to ta sama kobieta, która odpowiadała za wcześniej wspomniane występki. Mimo, że wielu autorów wspominało jej ataki na Żydów, to niewiele wiadomo o niej samej. Ringelblum pisał o pogłoskach, że jest Rosjanką i, jego zdaniem, nieprawdziwym doniesieniu, że Żydzi zamordowali jej brata w Grodnie. Według Ringelbluma rzeczywistość była bardziej prozaiczna – ta kobieta miała być znaną już przed wojną antysemitką, biorącą wówczas udział w “ekscesach antysemickich”. W marcu, w przeciwieństwie do poprzednich epizodów, te wystąpienia przerodziły się w „ekscesy przeciwko Żydom na wszystkich prawie ulicach żydowskich”, jak to określił Ringelblum.

Do dzisiaj nie jest w pełni wyjaśnione, czy pogrom rozpoczął się spontanicznie, czy też został zaplanowany, a jeśli miałby być zaplanowany to przez kogo. Prawdopodobnie spontaniczne wydarzenia z Wielkiego Piątku zostały wykorzystane przez polskich antysemitów z Narodowej Organizacji Radykalnej (NOR), powstałej w trakcie okupacji na bazie struktur Ruchu Narodowo-Radykalnego Falanga. Według Ringelbluma we wtorek, 26 marca, a więc tu po Świętach Wielkanocnych, na pl. Żelaznej Bramy miał się odbyć wiec, którego uczestnicy wznosili antyżydowskie hasła. Tomasz Szarota ustalił, że najprawdopodobniej przeciwko Żydom wystąpili uczniowie szkoły zawodowej im. Konarskiego na Lesznie oraz bojówkarze wywodzący się z marginesu społecznego, którzy zostali zorganizowani przez kierującego NOR Andrzeja Świetlickiego. O zorganizowanym charakterze może świadczyć, wyżej wspominany antysemicki wiec. Pojawiają się także relacje świadków sugerujące, że grupy młodzieży bijące Żydów i rabujących ich mienie były kierowane przez nieco starszych przywódców – prawdopodobnie starszych kolegów z organizacji narodowych. Po wojnie, sam wywodzący się z Ruchu Narodowo-Radykalnego, Bolesław Piasecki wspominał: „Falanga była organizacją studentów i lumpenproletariatu […] bo studenci plus lumpenproletariat to straszna siła wybuchowa” – co wydaje się dobrze odpowiadać charakterowi głównej siły napędowej tego pogromu.

Andrzej Świetlicki.

Andrzej Świetlicki | Domena publiczna

Po Warszawie rozeszła się także plotka, że Żydzi pobili na śmierć chrześcijańskiego chłopca przyłapanego na próbie kradzieży. Według ustaleń Tomasza Szaroty prawdopodobnie chłopiec został pobity, zaś wiadomość o jego śmierci była nieprawdziwa. Niezależnie od prawdziwego przebiegu zdarzeń, informacja o brutalnym pobiciu wzbudzała silne emocje i przekonała dotąd bierne osoby do przyłączenia do pogromu. Z kolei inni dołączali do plądrowania sklepów mając „jako cel istotny po prostu rabunek” – jak zapisał Ludwik Landau. Wiele relacji sugeruje inny bodziec ekonomiczny – Niemcy mieli płacić za udział w wystąpieniach antysemickich. Jak to mogło wyglądać informuje „Warschauer Zeitung”, która opisywała jak niemieccy żołnierze zatrzymali wóz z przemycanym do miasta mięsem, które rozprzedano za bezcen pomiędzy gapiów. Jak komentował redaktor „radość biedaków była bezgraniczna”. Prawdopodobnie w podobny sposób, możliwością grabieży czy kupienia towarów za bezcen, nagradzani byli uczestnicy zajść antysemickich – Ludwik Landau wspominał o sytuacji, gdzie polski “granatowy” policjant „kazał otworzyć zamknięty sklep, po czym zwrócił się do czekającego tłumu, aby brać co się chce”. Stanisław Srokowski wspominał, że w dniach pogromu w Warszawie na ulicach łatwo było spotkać pijane osoby, które alkohol kupiły za zrabowane Żydom przedmioty wartościowe.

ulica Smocza w getcie warszawskim. Od lewej widoczna kamienica pod adresem Smocza 29 tam znajdowało się wejście na bazar przy Smoczej 29, następnie kamienica pod numerem 31 itd. Po obydwu stronach ulicy tłoczą się ludzie z towarem na sprzedaż. Fotografia wykonana z jadącego samochodu, w kierunku północno-zachodnim.

Ulica Smocza w getcie warszawskim. Od lewej widoczna kamienica pod adresem Smocza 29 tam znajdowało się wejście na bazar przy Smoczej 29, następnie kamienica pod numerem 31 itd. Po obydwu stronach ulicy tłoczą się ludzie z towarem na sprzedaż.
Fotografia wykonana z jadącego samochodu, w kierunku północno-zachodnim.

Niektórzy autorzy wskazują, że wydarzenia z marca 1940 r. działy się przy biernej postawie Policji Polskiej Generalnego Gubernatorstwa i niemieckich sił mundurowych, inni zaś sugerują, że funkcjonariusze zachęcali do wystąpień przeciwko Żydom, lub też sami brali w nich udział. Wiele relacji zaświadcza, że grupom chuliganów towarzyszyli Niemcy fotografujący i nagrywający te wydarzenia. Poza samymi scenami przemocy wobec Żydów i niszczenia ich mienia, uwieczniono na nich również Niemców przeganiających chuliganów, mające dowodzić humanitarnego charakteru okupacji i pokazać okrucieństwo Polaków. Ostatecznie kadry te nie zostały wykorzystane w niemieckiej propagandzie, a do dzisiaj nie zostały opublikowane powstałe wówczas zdjęcia. Wybiegając nieco w przyszłość, w kwietniu 1940 r. jeden z niemieckich urzędników tłumaczył Adamowi Czerniakowowi, że mury budowane wokół dzielnicy żydowskiej „są po to, aby Żydów bronić przed ekscesami”.

Po kilku dniach codziennych zajść antysemickich doszło do zorganizowania żydowskiej samoobrony, koordynowanej przez działaczy Bundu. Przywódca tej organizacji, Bernard Goldstein, po latach wspominał: „zdecydowaliśmy jednak, że niezależnie od wszystkiego, co się wydarzy, należy się bronić […] Zmobilizowaliśmy do walki grupy rzeźników, wozaków i bundowskiej milicji. […] Gdy nazajutrz pogromowcy pojawili się na ulicach, napotkali tam naszych ludzi, zaopatrzonych w pałki, metalowe pręty i inną broń tego rodzaju”. Rabin Szymon Huberband opisał jedno ze starć, gdzie Żydzi obrzucili bandę chuliganów gruzem ze zburzonych domów. Po ucieczce Polaków „na «polu bitwy» zostało dużo worków, które napastnicy wzięli ze sobą, żeby upchać do nich zrabowane żydowskie towary, a także kije, które mieli ze sobą, żeby bić nimi Żydów”. W walkach było wielu rannych, a źródła nie są zgodne, czy pojawiły się także ofiary śmiertelne. W obliczu eskalacji walk ulicznych, dotychczas bierna niemiecka żandarmeria przystąpiła do akcji. Aresztowała ona zarówno żydowskich jak i polskich uczestników wydarzeń i osadziła ich w areszcie.

Opór żydowskiej samoobrony oraz aresztowania dokonane przez Niemców doprowadziły do wygaśnięcia działań pogromowych po około tygodniu i pewnego uspokojenia nastrojów w mieście. Uczestnicy tych zajść, którzy doświadczyli łatwego zysku z rabunku, szukali kolejnych ofiar. Dosłownie kilka dni po końcu pogromu Stanisław Srokowski obserwował jak „łobuzy […] zdaje się te same, które grabili Żydów, stają teraz przed wystawowymi szybami sklepów spożywczych i głośno wyrażają swoją opinię, że paszteciki są drogie […] Najchętniej chcieliby grabić, niby ukrócając zbytki”.

Nie oznaczało to końca represji wobec Żydów, gdyż nadal, niemal na porządku, dziennym były  rekwizycje czy eksmisje z mieszkań w reprezentacyjnych dzielnicach prowadzone przez Niemców i osoby pozostające z nimi w dobrych kontaktach. Zdarzały się także pobicia i podobne akty przemocy – zarówno ze strony ludności polskiej jak i niemieckiej. W wielu żydowskich wspomnieniach zajścia antysemickie z marca 1940 r. są pomijane lub ledwo wspominane, gdyż zostały one przyćmione późniejszymi traumatycznymi wydarzeniami związanymi z życiem w getcie i późniejszym ukrywaniem. Warto jednak pamiętać o pogromie jako świadectwie przyzwolenia na przemoc podczas wojny, a także tego jak antysemickie nastroje w Polsce mogły być wykorzystywane przez nazistów.

Bibliografia:

  • „Warschauer Zeitung” z 24-26 III 1940 r.
  • Archiwum Ringelbluma. Konspiracyjne Archiwum Getta Warszawy, t. 29, Pisma Emanuela Ringelbluma z getta, Warszawa 2018.
  • Czerniaków Adam, Adama Czerniakowa dziennik getta warszawskiego, Warszawa 1983.
  • Kapłan Chaim Aron, Dziennik 1940 cz. 1; Megila życia, Warszawa 2020.
  • Landau Ludwik, Kronika lat wojny i okupacji, t. 1, Warszawa 1962.
  • Person Katarzyna, Pogrom wielkanocny w Warszawie w 1940 r. w perspektywie żydowskich świadków, [w:] Pogromy Żydów na ziemiach polskich w XIX i XX wieku. Holokaust i powojnie (1939-1946), Warszawa 2019.
  • Srokowski Stanisław, Dziennik 1939-1944, Warszawa 2021.
  • Szarota Tomasz, U progu Zagłady. Zajścia antyżydowskie i pogromy w okupowanej Europie, Warszawa 2000.
  • Wyleżyńska Aurelia, Kroniki wojenne 1939-1942, t. 1, Warszawa 2022.