Wykształcony fizyk, urodzony spekulant. Okupacyjne losy Aleksandra Weissberga
Zaczynał jako obiecujący naukowiec w Austrii. Potem wplątał się w komunizm i trafił do więzień NKWD. Wreszcie, „sprezentowany” przez Stalina Hitlerowi, stał się „rekinem” czarnego rynku w okupowanej Polsce. W Warszawie, dzięki fortelom, dwa razy uciekł z rąk Niemców. Jego losy bardziej podobne są do powieści sensacyjnej niż typowej relacji ofiary Zagłady.
Od przybycia do Warszawy, jesienią 1942 r., 41-letni wówczas Aleksander Weissberg ukrywał się w mieszkaniu przy ul. Czackiego 14/37, w eleganckiej kamienicy na zapleczu Krakowskiego Przedmieścia. Lokum należało do hrabiny Stefanii Zakrzewskiej i jej córki, 38-letniej Zofii Cybulskiej. Obie kobiety współpracowały z podziemiem. Udzielały schronienia Żydom, pomagały im zdobywać „aryjskie papiery” i przekazywały pieniądze.
Jedynym stałym lokatorem był jednak Weissberg, związany już wtedy romantycznie z Cybulską. W ciągu dnia przyjmował gości i godzinami grał z nimi w karty. Byli to głównie Żydzi żyjący pod przybraną tożsamością, którzy musieli opuszczać mieszkania, by udawać przed współlokatorami, że chodzą do pracy.
Mieszkał na Czackiego zaledwie kilka tygodni, gdy doszło do incydentu, który mógł skończyć się katastrofą. Wieczorem 10 listopada 1942 r. pod numer 37 przybyli funkcjonariusze Gestapo. Akurat odbywało się tam większe spotkanie towarzyskie. W lokalu, oprócz Weissberga, było kilku innych Żydów. Pokazali Niemcom fałszywe kenkarty i – ku swojej wielkiej uldze – nie zostali zatrzymani. Aresztowano natomiast sąsiada z piętra niżej, mecenasa Bolesława Wałukiewicza, członka Armii Krajowej, który przyszedł w odwiedziny.
To zdarzenie bynajmniej nie sprawiło, że Weissberg – pewny siebie, według niektórych, zbytnio – poczuł się osobiście zagrożony. Nie myślał nawet o zmianie kryjówki, mimo że wiedział, że Gestapo go poszukuje. Jego nazwisko pojawiło się bowiem w śledztwie dotyczącym ucieczki żydowskiego małżeństwa do Szwajcarii jeszcze w czasach, gdy mieszkał w Krakowie. W końcu go namierzono: 3 lub 4 marca 1943 r. został aresztowany i trafił na Pawiak.
Tam przesłuchiwano go wielokrotnie. Zrozumiał, że grozi mu egzekucja. Nie stracił jednak zimnej krwi i wymyślił fortel. Według jego relacji, pewnego wieczoru esesmani urządzili libację, a następnie strzelali do przypadkowych żydowskich więźniów wypędzanych na podwórze. Kilku z nich zginęło. Weissberg wypytał o ich nazwiska i zapamiętał je. Gdy następnego dnia wezwano go na przesłuchanie, zaryzykował – powiedział strażnikowi, że „Weissberg został zastrzelony”, i podał się za jednego z rozstrzelanych. Liczył, że człowiek, którego nazwisko przyjął, nie był skazany na śmierć. I znów miał szczęście – zamiast pod mur wysłano go do obozu pracy w Kawęczynie.
Stamtąd uciekł już piątego dnia. Od pierwszych godzin działał dwutorowo. Z jednej strony, nawiązał kontakt z polskim podziemiem przez polskich robotników dojeżdżających z Warszawy, a z drugiej – dzięki wiedeńskiemu wychowaniu – zdobył sympatię austriackiego inżyniera kierującego obozowym biurem, który nie darzył nazizmu sympatią. Wykorzystując jego przychylność, Weissberg został jako „chory” przewieziony samochodem do warszawskiego szpitala. Nie towarzyszyła mu eskorta, jedynie szofer. W mieście Weissberg przekonał kierowcę, że pod pewnym adresem ma skrytkę z dwoma tysiącami papierosów – okupacyjną walutą. Obiecał mu połowę „skarbu”, jeśli podwiezie go na miejsce. Kierowca zgodził się. Pod domem więzień zniknął za drzwiami. Szofer już go więcej nie zobaczył. Weissberg przeszedł do sąsiedniego budynku przez przebitą ścianę. Na dole czekała na niego Zofia Cybulska za kierownicą samochodu. Razem ruszyli w stronę nowej kryjówki.
To tylko fragment okupacyjnych przeżyć Aleksandra Weissberga-Cybulskiego – fizyka, który z czasem stał się rekinem czarnego rynku i w najtrudniejszych dla Żydów czasach potrafił żyć jak król. Jego losy, odtworzone ostatnio przez Irenę Grudzińską-Gross, bardziej przypominają powieść awanturniczą niż typową relację ocalonego z Zagłady.
Z wiedeńskich salonów do katowni NKWD
Weissberg wywodził się z rodziny polskich Żydów, ale wychował się w kręgu kultury niemieckiej. Przyszedł na świat w 1901 r. w Krakowie jako jeden z trzech synów Mariam i Samuela Weissbergów. Rodzice wywodzili się z rodzin kupieckich. Ojciec z powodzeniem zajmował się handlem, zapewniając bliskim dostatnie życie.
Gdy Aleksander miał pięć lat, rodzina przeprowadziła się do Wiednia. Tam zdobył wykształcenie. W 1929 r. ukończył fizykę techniczną w Wyższej Szkole Technicznej, jako jeden z pierwszych dziesięciu absolwentów tego kierunku w Austrii. Równolegle, już od czasów gimnazjalnych, coraz mocniej angażował się w politykę. Najpierw działał w partii socjaldemokratycznej, a w 1927 r. wstąpił do Komunistycznej Partii Austrii.
W 1929 r. przeniósł się do Berlina. Pracował tam m.in. jako asystent na Uniwersytecie Technologicznym. Poznał swoją pierwszą żonę, artystkę Ewę Striker, a także zaprzyjaźnił się z Arthurem Koestlerem – wówczas dziennikarzem, później znanym pisarzem – podzielającym wtedy jego komunistyczne poglądy.
W Niemczech jeszcze mocniej zaangażował się w działalność partyjną. Zajął się też szpiegostwem przemysłowym na rzecz ZSRR. Wkrótce wpadł w krąg zainteresowań tamtejszych służb i wraz z żoną musiał uciekać. W marcu 1931 r. trafili do „ojczyzny proletariatu”.
W Związku Radzieckim zamieszkali w Charkowie. Weissberg całkowicie poświęcił się pracy w tamtejszym Ukraińskim Instytucie Fizyko-Technicznym (UFTI), jednym z najważniejszych ośrodków badawczych ZSRR. Reżim „odwdzięczył” mu się w czasie tzw. wielkiej czystki. W 1937 r. aresztowano go pod zarzutem udziału w spisku przeciwko władzy. Przeszedł ciężkie śledztwo w Charkowie, Kijowie i wreszcie w Moskwie.
Paradoksalnie z beznadziejnego położenia wybawił go pakt Ribbentrop-Mołotow. Znalazł się w grupie około 350 więźniów – obywateli niemieckich i austriackich, w tym także Żydów i komunistów – których Stalin przekazał Hitlerowi. W noc sylwestrową 1939/1940, przez przejście w Brześciu nad Bugiem, wjechał do okupowanej Polski.
Okupacyjna fortuna w Krakowie
Weissberg nie był Gestapo do niczego potrzebny. Przesłuchiwano go rutynowo, bez użycia przemocy. Pod koniec marca 1940 r. wypuszczono go na wolność z biletem do Krakowa. Musiał się jednak regularnie meldować na policji. Tak zaczynał zupełnie nowy rozdział życia – bez pieniędzy, bez żony (Striker została wcześniej zwolniona z sowieckiego więzienia i wyemigrowała do USA), bez rodziny, w mieście, które, chociaż się w nim urodził, było mu już wówczas obce.
Na początku pomagała mu rodzina z Krakowa. Próbował desperacko zdobyć wizę do jakiegokolwiek kraju poza Rzeszą, ale jego zabiegi zakończyły się niepowodzeniem. Jednocześnie wykorzystał swoją energię, pomysłowość i zdolności społeczne, by gromadzić pieniądze – wiedział, że tylko one mogą zapewnić przetrwanie.
Wiosną 1940 r. założył firmę produkującą szczotki ryżowe. „Twarzą” interesu była jego niemiecka znajoma z młodości – oficjalna właścicielka przedsiębiorstwa, ponieważ jako Żyd nie mógł nim kierować. W warsztatach zatrudniał głównie żydowskich przyjaciół.
Firma zaczęła przynosić zyski, gdy – dzięki łapówkom – zdobyła kontrakty na dostawy szczotek dla Wehrmachtu. Potem interes się rozwinął, gdy pewien podoficer zaproponował Weissbergowi fikcyjne rachunki za towary, których nigdy nie dostarczał. Zyskiem dzielili się po negocjacjach. Nie był to jedyny skorumpowany przedstawiciel armii okupanta, z którym robił interesy. Dzięki temu, jak twierdził, dorobił się fortuny sięgającej 200 tys. dol. (dziś około 3 mln dol.). Zdobyte środki inwestował w diamenty i inne kamienie szlachetne.
W kryjówkach Warszawy
Na początku 1942 r. Weissberg zakochał się w 29-letniej wdowie Janinie Stahr, urzędniczce gminy żydowskiej. Kilka miesięcy później w krakowskim getcie zaczęły się deportacje. Namówił ją więc, by wyjechała z matką do Warszawy, przekazując im część swoich brylantów.
W sierpniu kobiety dotarły do stolicy. Wkrótce zostały aresztowane przez Gestapo, które odebrało im precjoza i uwięziło na Pawiaku. Aleksander przyjechał do miasta w październiku, licząc, że uda mu się je wydostać. Zamieszkał wówczas na Czackiego 14. Wszystkie jego starania zakończyły się jednak fiaskiem – obie kobiety rozstrzelano.
Po opisanych wcześniej wydarzeniach Weissberg, pod koniec marca 1943 r., przeniósł się z Zofią Cybulską do mieszkania przy ul. Smolnej 18/8, należącego do rodziny Majkowskich związanych z AK.
Mimo terroru często opuszczał kryjówkę. Spekulował walutami i handlował brylantami. Raporty AK donosiły, że obracał znacznymi sumami. Współlokatorki wspominały po wojnie, że w czasie powszechnej okupacyjnej biedy Weissberga zawsze było stać na wielkie plastry szynki.
Umiał unikać szmalcowników i podejrzeń okupantów. Po mieście poruszał się tramwajem w przedziale „tylko dla Niemców”, rozmawiając z Zofią po niemiecku. Twierdził, że fałszywe dokumenty i wiedeński akcent zapewniały mu względne bezpieczeństwo.
Weissberg i Cybulska pozostali na Smolnej aż do połowy powstania warszawskiego. 6 września uciekli na Powiśle. Po upadku zrywu, w nie do końca jasnych okolicznościach, znów uratowali go Austriacy – żołnierze Wehrmachtu wyprowadzili ich wraz z matką Cybulskiej poza miasto, omijając obóz w Pruszkowie. Cała trójka doczekała wyzwolenia w willi we Włochach.
Życie po wojnie
Weissberg nigdy już nie wrócił do pracy naukowej. Zajął się biznesem – handlował, prowadził firmę budowlaną, inwestował na giełdzie. W 1946 r. wyjechał z Polski. Razem z Zofią Cybulską, już jako żoną, osiedlili się najpierw w Szwecji, a potem w Paryżu.
Za namową Koestlera, wówczas już zdecydowanego antykomunisty, napisał wspomnienia „Wielka czystka”, opisujące jego doświadczenia ze stalinowskim terrorem. Wspierał także polskich działaczy emigracyjnych. Był blisko związany z Jerzym Giedroyciem; dzięki jego wsparciu zakupiono siedzibę „Kultury” w Maison-Laffitte.
Aleksander Weissberg zmarł w 1964 r. w Paryżu. Przez lata pozostawał postacią zapomnianą. Jego burzliwe losy przypomniała dopiero niedawno wydana biografia „Wielka karuzela” autorstwa Ireny Grudzińskiej-Gross.
Pisząc artykuł korzystałem z książki Wielkiej karuzela. Życie Aleksandra Weissberga-Cybulskiego autorstwa Ireny Grudzińskiej-Gross, która ukazała się w 2025 r., nakładem wydawnictwa Znak.
